W 2028 r. Chiny prześcigną USA pod względem PKB (liczonego w dolarach) i staną się największą gospodarką świata – to prognoza brytyjskiego think tanku Centre for Economics and Business Research (CEBR). Poprzednie prognozy tej instytucji przewidywały, że stanie się to w 2033 r. Pandemia Covid-19, dewastująca gospodarkę globalną, pozwoli jednak Chinom doścignąć USA pięć lat wcześniej.
Chiny są w nielicznej grupie krajów, które w 2020 r. odnotowały wzrost gospodarczy, a według CEBR ich PKB powinien rosnąć do 2025 r. średnio rocznie o 5,7 proc., a w latach 2026–2030 o 4,5 proc. rocznie. O ile ich udział w globalnym PKB wynosił w 2000 r. zaledwie 3,6 proc., o tyle w 2020 r. było to już około 18 proc., a w 2028 r. może przekraczać 25 proc. Chiny od lat są największym eksporterem na świecie, krajem o największej produkcji przemysłowej, a także największym konsumentem surowców energetycznych. Choć prawdopodobnie dopiero za kilka lat wyprzedzą USA pod względem wielkości importu, to i tak są największym rynkiem dla wielu produktów. Zdobywają palmę pierwszeństwa w wielu dziedzinach. W 2020 r. stały się największym rynkiem filmowym na świecie. Mają też najwięcej miliarderów i największą liczbę przyznawanych rocznie patentów.
– Jedną z lekcji dla zachodnich decydentów jest to, by zwracali dużo większą uwagę na to, co się dzieje w Azji, zamiast przyglądać się sobie nawzajem – twierdzi Douglas McWilliams, wiceprezes CEBR.
Zachodni decydenci na pewno zwracają dużo większą uwagę na Chiny niż kiedyś. Zwłaszcza że Pekin staje się coraz bardziej asertywny w polityce międzynarodowej. Rok 2020 w wykonaniu chińskich władz przyniósł m.in. ograniczenie autonomii Hongkongu, starcia na granicy z Indiami, groźby inwazji na Tajwan oraz wojnę handlową z Australią. Chiny poniosły za to niewielką karę. Co prawda ich reputacja się pogorszyła, ale za to w listopadzie zawarły największą umowę wolnego handlu na świecie – Regionalne Kompleksowe Partnerstwo Gospodarcze (RCEP), do którego oprócz nich przystąpiły: Australia, Brunei, Filipiny, Indonezja, Japonia, Kambodża, Korea Płd., Laos, Malezja, Mjanma, Nowa Zelandia, Singapur, Tajlandia i Wietnam. Pod koniec grudnia Pekin dogadał się natomiast z Unią Europejską w sprawie kompleksowego porozumienia inwestycyjnego (CAI). Bruksela zdecydowała się na układ z Chinami, choć z Waszyngtonu – od doradców prezydenta elekta Joe Bidena – płynęły sygnały, by tego nie robić. Chiny wykuwają nowy globalny porządek, w którym chcą zastąpić Waszyngton.
Władza partii plus sztuczna inteligencja
„Przez ponad 40 lat USA odgrywały ważną rolę, pomagając chińskiemu rządowi budować szybko rosnącą gospodarkę, rozwijać zdolności naukowe i wojskowe oraz zdobyć ważne miejsce na scenie światowej. Robiły to w wierze, że wzrost znaczenia Chin przyniesie więcej kooperacji, dyplomacji i wolnego handlu. A co, jeśli »chińskie marzenie« polega na zastąpieniu nas, tak jak Ameryka zastąpiła Imperium Brytyjskie, bez oddania jednego strzału?" – pisał amerykański analityk Michael Pillsbury w swojej książce „The Hundred-Year Marathon". Pillsbury to były oficjel z Departamentów Obrony i Stanu, człowiek, który brał udział w kształtowaniu polityki USA wobec Chin w latach 70. Dobrze znając mandaryński, przeanalizował oficjalne chińskie dokumenty i wypowiedzi polityków z wielu lat. Z jego książki wyłania się obraz decydentów z Pekinu stopniowo realizujących program uzyskania światowej dominacji. Ten „stuletni maraton" ma się zakończyć w 2049 r., na stulecie proklamowania Chińskiej Republiki Ludowej.