Mija dokładnie dwa tygodnie od wyborów parlamentarnych w Polsce, w których najwięcej głosów i mandatów zdobył PiS, co prawdopodobnie nie wystarczy, aby sformować rząd.
Jakaś niepewność pozostaje – czy nie uda się nikogo przekonać, podkupić itd. Na razie jednak matematyka sejmowa mówi wyraźnie, że większość ma (jeszcze) opozycja i to KO, Trzecia Droga i Lewica prawdopodobnie będzie prędzej czy później formować rząd. Taki scenariusz założył rynek kapitałowy.
Bezpośrednio po wyborach optymizm inwestorów był niemal euforyczny, w dwa dni WIG urósł o ponad 6 proc., a WIG20 aż o 7,3 proc. Później było już gorzej, ale jednak WIG skończył tydzień powyborczy z zyskiem 1,9 proc., podczas gdy w Europie i Stanach dominowały duże spadki rzędu 2–3 proc. Kolejny tydzień wygląda podobnie, tj. 3–4 proc. wzrostu w Warszawie przy spadkach w Stanach. Rzadko kiedy Warszawa jest tak silnym rynkiem.
Warto jednak rozdzielić czynniki krótkoterminowe (rozumiejąc je jako czynniki działające od razu po wyborach, także w sferze oczekiwań) od długoterminowych. Aktualnie wydaje mi się, że przeważają te pierwsze.
Przede wszystkim rynek liczy na poprawę w obszarze jakości zarządzania spółkami Skarbu Państwa i to szeroko rozumianej – zarówno w kontekście wymiany kadr i zarządzania przez bardziej kompetentnych ludzi, jak i w kontekście realizacji podstawowych celów istnienia przedsiębiorstw – maksymalizacji zysków.