Kilka dni temu zarząd Polskiej Grupy Energetycznej publikował aktualizację strategii z października 2020 roku. Początkowo chciałem ją skomentować tylko od strony finansowej, ale jednak rozwój wypadków korporacyjno-polityczno-społecznych po jej publikacji wyklucza komentarz tylko od strony ekonomicznej. Niestety, strategia PGE wywołała niezrozumiane poruszenie wśród górników, ale też polityków, co przypomina inwestorom i giełdzie o toczącej się kampanii wyborczej i walce o wpływy w samej partii rządzącej. Zbiegła się też w czasie z korektą wycen akcji spółek energetycznych.
Aktualizacja strategii PGE wskazuje na przyspieszenie transformacji energetycznej, co nie powinno specjalnie dziwić. Ta jest faktem w Unii Europejskiej. PGE chce być liderem transformacji, osiągając neutralność klimatyczną do 2040 roku (wcześniej zakładano 2050 r.). Odejście od węgla ma nastąpić do 2030 roku. Przyspieszenie transformacji należy traktować pozytywnie z punktu widzenia odbioru przez rynek kapitałowy, ale już wzrost zakładanych nakładów inwestycyjnych z 75 mld zł do 125 mld zł – średnio pozytywnie.
Co prawda EBITDA grupy w 2030 roku ma osiągać nie ponad 6 mld zł, a ponad 15 mld zł, ale jednak historia pokazuje, ze szacunki zysków w takich długoterminowych strategiach bywają nader optymistyczne, a szacunki kosztów – zbyt konserwatywne.
Z punktu widzenia dywidend więc jest potwierdzenie, że w kolejnych latach nie należy się spodziewać żadnych. Niby oczekiwane, ale jednak negatywne, zwłaszcza w kontekście wcześniejszych wzrostów wycen spółek z branży energetycznej.
Na tym jednak, niestety, nie należy zakończyć tekstu. Górnicze związki zawodowe znów dają o sobie znać. Grożą protestem w związku ze „skandalicznymi i bezmyślnymi wypowiedziami”. Chodzi oczywiście o to, że zarząd PGE zapowiedział odejście od węgla w ciągu siedmiu lat, co górnicy chyba rozumieją jako przyspieszenie końca górnictwa w Polsce.