Potencjalnie najważniejszym wydarzeniem było otwierające go posiedzenie Fedu, ale brak jakichkolwiek przełomów w retoryce Fedu i dość łagodny ton Jerome’a. Powella (brak ostrej polemiki z wycenami sugerującymi pierwsze obniżki stóp w tym roku) sprawiły, że komunikat i konferencja zostały przyjęte dość spokojnie. Zbiorowe przekonanie o tym, że przedstawiciele FOMC będą z czasem rewidować swoje prognozy w stronę bliższą rynkowi zostało jednak mocno zachwiane styczniowymi danymi z rynku pracy. Olbrzymi wzrost zatrudnienia (517 tys.), choć wywołany w części zmianami metodologii i budzącą wątpliwości sezonowością, wymusił przynajmniej chwilowo ponowne postawienie pytania: „a co, jeśli zrobią tak jak mówią?”.

Równie ważnym, choć zepchniętym nieco w cień, tematem jest kwestia dobiegającego końca sezonu wyników spółek publicznych w USA. Prognozowana obecnie dynamika zysków w IV kwartale na poziomie -4,9 proc. rok do roku jest jeszcze gorsza niż prognozowano w końcówce grudnia. Rynek w bardzo nieszablonowy sposób przechodzi nad tym do porządku dziennego, co sugeruje, że faktyczne oczekiwania nie były wyjątkowo wyższe niż „zakładali analitycy”. Trudno nie mieć jednak z tyłu głowy faktu, na który wskazuje m.in. Morgan Stanley – obecne oczekiwania co do zysków na 2024 r. są zbliżone do tych, które amerykańskie spółki miały osiągnąć w 2023 r., gdy kończyła się letnia korekta trendu spadkowego. Rentowności w przekroju całej krzywej są dodatkowo o około 100 pkt baz. wyższe, co czyni porównanie niepokojącym. Sam wyprzedzający wskaźnik cena/zysk na poziomie 18 jasno sugeruje, że na pewno nie jest już tanio.

Argumenty za dalszymi zwyżkami widzimy przede wszystkim po stronie technicznej. Przełamanie trendu spadkowego, zaskakująca odporność spółek na negatywne niespodzianki związane z wynikami firm, wreszcie wciąż ciekawe z perspektywy kontrariańskiej odsetki pesymistów (w badaniu inwestorów instytucjonalnych BofA 66 proc. oczekuje nowych dołków).

Należy jednak pamiętać, że świetny początek roku napędzany był olbrzymim optymizmem wokół spadku inflacji. Wczorajsze dane z USA (spadek CPI z 6,5 proc. do 6,4 proc. rok do roku) oczywiście go nie przełamują, ale nieco wyższe od prognoz wskazania przypominają, by nie traktować kolejnych niespodzianek jako przesądzonych. Bez nich do kontynuacji wzrostu niezbędne będzie szybkie odwrócenie kierunku rewizji prognoz zysków na II połowę bieżącego roku i 2024 r.