Rynki przeszły obojętnie obok ostatnich podwyżek stóp procentowych przez Fed i inne banki centralne. A nawet zignorowały jastrzębie pomrukiwania szefa Fedu Jerome’a Powella.
Jednak już piątkowe, dużo lepsze od prognoz, dane z amerykańskiej gospodarki to było dla nich za dużo. Tego nie dało się nie zauważyć. Nie dało się przemilczeć. Szczególnie że dane zburzyły całą byczą narrację budowaną od wielu tygodni.
Przypomnijmy, w styczniu przyrost miejsc pracy w sektorze pozarolniczym był prawie trzykrotnie wyższy od zakładanego, stopa bezrobocia spadła zamiast wzrosnąć, a dynamika płac przekroczyła prognozy. Dodatkowo indeks ISM dla sektora usług wystrzelił w pierwszym miesiącu 2023 roku do 55,2 pkt, z 49,2 pkt w grudniu, pozostawiając daleko w tyle rynkowe prognozy na poziomie 50,4 pkt.
W tej sytuacji nic dziwnego, że narracja o rychłym końcu podwyżek stóp procentowych w USA i ich późniejszych w miarę szybkich obniżkach, runęła jak domek z kart. I jeżeli nawet rynki miałyby wkrótce wrócić do tej narracji, albo zbudować sobie jej nową poprawioną wersję, bo jednak presja inflacyjna ustępuje, a gospodarka hamuje, to wydarzenia ostatnich dni powinny przełożyć się na nieco dłuższe i być może nieco silniejsze cofnięcie. Na większości światowych giełd. W tym również na naszym parkiecie przy ulicy Książęcej.
Wzrost w Warszawie wyhamował w pierwszej dekadzie stycznia (wyjątkiem był tylko sWIG80, który rósł do końca stycznia). Od wtedy trwa realizacja zysków, która jednak na razie nie wyłamuje się z konwencji minitrendu bocznego.