Za dominujący motyw inwestycyjny przyjmijmy tendencję, która jest widoczna gołym okiem. Taką, która zachodzi bez działania dodatkowych impulsów. W styczniu była to słabość dolara sprzyjająca wytężonej pogoni za stopą zwrotu, która szerokim i potężnym strumieniem pchała kapitał na giełdy akcji i na rynki wschodzące. Sztuka zaczyna się zatem sielankowo. W drugim akcie do głosu zaczyna jednak dochodzić strach i niepewność. Czarnym charakterem staje się wyprzedaż amerykańskich obligacji, która rzuca cień na postrzeganie atrakcyjności wykupionych i charakteryzowanych przez ekstremalnie wyśrubowane wyceny rynków akcji. W ostatnich tygodniach wielu mówiło, że lutowe załamanie na Wall Street było najsilniejszym w historii. Jeśli będziemy trzymać się tradycyjnej konwencji wyrażania stóp zwrotu w procentach, a nie punktach, to okaże się, że najgorszej tegorocznej sesji dla amerykańskiego rynku akcji nie wpiszemy nawet na listę najpotężniejszych przecen. W rzeczywistości luty był najgorszy dla globalnych parkietów od dwóch lat. Niezależnie od tego, rozpoczęta korekta wyraźnie wpłynie na przebieg notowań w finałowym akcie trzecim. Inwestorzy zaczynają bowiem zdawać sobie sprawę, że długi okres wzrostu gospodarczego i silnych rynków pracy bez inflacji i przy historycznie skrajnie łagodnej polityce zaczyna zmierzać ku nieodzownemu końcowi. Bardzo istotna jest przy tym obserwacja, że giełdowe turbulencje z aktu drugiego nie wywołały jeszcze poważnych napięć w przypadku innych ryzykownych klas aktywów. Z rynków emerging markets nie zaczął jeszcze odpływać kapitał, dług amerykańskich firm również nie został objęty adekwatną przeceną. Kontynuacja wyprzedaży obligacji USA w obecnej sytuacji fiskalnej i monetarnej wydaje się być nieunikniona. W końcu Departament Skarbu zwiększając emisję długu do spółki z Fed, który kilkakrotnie podniesie stopy i przyspieszy proces ograniczania sumy bilansowej, skutecznie absorbować będzie gigantyczną nadwyżkę płynności na globalnych rynkach. Co więcej, dotknięcie przez dochodowość dziesięcioletnich obligacji pułapu 3,0 proc. może tylko katalizować wyprzedaż. W takim scenariuszu dotychczas nietknięte wzrostem zmienności rynki czekać musi odreagowanie. Wróży to poważniejsze schłodzenie nastrojów inwestycyjnych, kontynuację zniżki na giełdach i osłabienie bardziej ryzykownych walut, w tym także złotego.