Nie wydaje się, by w ciągu najbliższych dwóch miesięcy dalszy potencjał spadkowy polskiego rynku akcji był duży. Już ubiegłotygodniowy odczyt indeksu nastrojów inwestorów SII miał wyraźnie „okołodołkowy charakter" (saldo pesymistów i optymistów na poziomie -18,3 proc.), który w przeszłości pięciokrotnie „gwarantował" przynajmniej 5-proc. wzrost WIG20 na 45. sesji po takim sygnale przy maksymalnym przejściowym spadku nieprzekraczającym 2,7 proc. W czwartkowym odczycie pesymizm pogłębił się do 22,9 pkt proc. Równie głęboka niewiara we wzrost cen polskich akcji w półrocznym horyzoncie obserwowana była jedynie w czerwcu 2016 r. (okolice referendum brexitowego w Wielkiej Brytanii) oraz drugiej połowie listopada ub.r.
Zachowanie WIG w ostatnich tygodniach bardzo przypominało to, co obserwować można było w maju–czerwcu 2006 r. To podobieństwo obu epizodów może nie być przypadkowe, gdyż łączą je dwa dodatkowe zjawiska.
Po pierwsze, obecnie od pół roku mamy do czynienia ze stopniowo nasilającym się „ilościowym zaostrzeniem" (quantitative easing) polityki pieniężnej przez amerykański bank centralny. Suma bilansowa Fedu, która osiągnęła szczyt w lutym 2015 r. (4,56 bln USD), spada już coraz wyraźniej i ostatnio osiągnęła poziom 4,45 bln USD. To raptem spadek roczny o 1,3 proc., ale z czymś takim nie mieliśmy do czynienia od 2012 r. Można zakładać, że w miarę jak Fed będzie zwiększać tempo „znikania" dolarów z rynku (z 30 mld USD kwartalnie w IV kw. ub.r. do 150 mld kwartalnie w IV kw. br. i później), tempo spadku sumy bilansowej będzie rosło. Podobnie – tyle że w znacznie bardziej samurajskim stylu – postępował bank centralny Japonii począwszy od stycznia 2006 r., redukując w szybkim tempie poziom rezerw tamtejszych banków komercyjnych. To ograniczenie puli dostępnych środków doprowadziło do wyprzedaży obligacji skarbowych: w kwietniu 2006 r. rentowność 10-latek rządu USA wzrosła do najwyższego poziomu od ponad trzech lat. Od 1981 r. z takim 3,3-letnim maksimum rentowności 10-latek mieliśmy do czynienia tylko wtedy (z wtórnym szczytem w czerwcu 2007 r.) oraz w styczniu tego roku. Ten wzrost rentowności przełożył się w kwietniu–czerwcu 2006 na gwałtowną korektę hossy. Podobnie stało się ostatnio.
Paradoksalnie ta analogia jest, w krótkoterminowej perspektywie, bardzo optymistyczna dla akcji. Wtedy WIG po zakończeniu tej pięciotygodniowej korekty wznowił hossę i kontynuował ją przez następne 13 miesięcy. Dopiero od lipca 2006 r. ujawniły się – w postaci najsilniejszej od dwóch pokoleń globalnej bessy – realne skutki „ilościowego zaostrzenia" polityki pieniężnej w Japonii. Obecnie oczywiście ten okres pomiędzy „wstrząsem ostrzegawczym" a właściwym „trzęsieniem ziemi" może być inny. ¶