Taka sytuacja może powodować co najmniej dezorientację inwestorów, ale świadczy również o wchodzeniu rynku amerykańskiego w zaawansowany etap trwającej od 2009 r. hossy. Oczywiście część uczestników rynku akcentuje, że odreagowanie S&P 500 o blisko 15 proc. w górę w ciągu nieco ponad miesiąca to ostatnie tchnienie popytu i rynek czeka głęboka bessa. Jak dotąd indeks zniósł blisko 2/3 spadków trwających od początku października ub.r.
Klasyczne pytanie brzmi – czy są istotne argumenty za tak znaczącym ruchem w górę, które przemawiałyby również za jego trwałością?
W ocenie koniunktury rynkowej jednym z głównych kryteriów jest płynność. W mijającym tygodniu moim zdaniem kluczowym wydarzeniem była decyzja Fedu o braku zmiany stóp procentowych (co było oczekiwane) oraz zasygnalizowanie przez amerykańskie władze monetarne przejścia na politykę „wait and see" oraz gotowości do wolniejszej normalizacji bilansu. W praktyce oznacza to, że władze monetarne wcześniej, niż rynek zakładał, wyciągnęły pomocną rękę do rynku akcji, zmniejszając argumenty za inwestowaniem w amerykańskie obligacje. W konsekwencji S&P 500 dostał kolejny impuls wzrostowy, dolar się osłabił, a rynki wschodzące dynamicznie zyskały.
Skala tegorocznych dynamicznych zwyżek indeksów giełdowych w ujęciu globalnym jest dla mnie sporym zaskoczeniem. Mając na uwadze niepewność dotyczącą negocjacji USA–Chiny czy kształtu brexitu, wydaje mi się, że dla trwałości wzrostów właściwe byłoby stonowanie nastrojów. Jednak trudnością w aktualnej sytuacji jest to, że choć zmiana polityki kluczowego banku centralnego ma znaczenie, to indeksy giełdowe w znaczącym stopniu tę informację zdyskontowały, wobec czego trudno jest „pod nią" inwestować.
Specyficzną enklawą dla krajowych inwestorów jest sWIG80. Ten indeks krajowych maluchów w relacji do WIG20 był najsłabszy od 2006 r. i jego dynamiczny wzrost od końca grudnia 2018 r. oraz przebicie lokalnego maksimum zdaje się zmieniać optykę dla niego, co może być jednym z istotnych argumentów do poprawy nastrojów inwestorów. Nie przesądzając o koniunkturze w najbliższych tygodniach na rynkach wschodzących czy na WIG20, segment małych spółek sprawia wrażenie posiadania potencjału dużej relatywnej siły względem krajowych blue chips.