Tamtejsze indeksy są najwyżej od pół roku; od historycznych szczytów indeks S&P 500 dzieli około 1,6 proc., Średnią Przemysłową 2 proc., a technologiczny Nasdaq Composite 2,5 proc. Straty z październikowo-grudniowej wyprzedaży są więc już niemal w całości odrobione. Strach, który towarzyszył tamtym spadkom, został zapomniany. Co więcej, apetyty na dalszy wzrost wydają się rosnąć z każdym dniem.
Ten optymizm inwestorów nie dziwi. Wall Street po fatalnym ostatnim kwartale 2018 roku (S&P 500 spadł o 15,55 proc., co było jego najgorszym kwartałem od dekady) ma za sobą jeden z lepszych kwartałów w swojej historii (i najlepszy od 2009). Teraz natomiast mocno wkroczyło w drugi kwartał.
Indeks S&P 500 serię pięciu kolejnych wzrostowych sesji na otwarciu kwartału zaliczył poprzednio na początku 2018 roku, a jeszcze wcześniej na początku 2010 roku. W sumie od 1945 roku takich sytuacji było 27, co stanowi już porządną bazę prognostyczną. A wnioski z tego zestawienia są dość optymistyczne. Średnio po miesiącu od wystąpienia takiej sytuacji S&P 500 znajdował się na podobnym poziomie (w tym konkretnym przypadku oznaczałoby to 2892,7 pkt – punktem odniesienia jest sesja z piątku), a po trzech miesiącach był wyżej o 1,5 proc.
Wnioski na przyszłość płynące z historii są oczywiste. Szczególnie gdybyśmy chcieli je dodatkowo rozszerzyć o prognozę postawioną na podstawie zachowania S&P 500 w kolejnych kwartałach po kwartale, gdy spadł o minimum 10 proc. Wynikałoby z tego, że indeks będzie miał udany również drugi kwartał br., zamykając się wyżej niż na koniec marca.
Znacznie więcej wątpliwości co do tej optymistycznej wizji przyszłości można mieć, obserwując otoczenie rynkowe. Bliskość historycznych rekordów na Wall Street w połączeniu z oczekiwanym w przyszłości hamowaniem tamtejszej gospodarki, a przede wszystkim z całkowitym zdyskontowaniem przez Wall Street zmiany nastawienia Fedu w polityce monetarnej oraz przyszłego podpisania umowy handlowej pomiędzy USA a Chinami, sprawia, że może wzrosnąć chęć do realizacji zysków.