Należy również zwrócić uwagę na rynek akcji – choć od szczytów z początku maja dzieli nas już spory dystans, to skala spadków i tak nie odzwierciedla realnych szkód, jakie może wyrządzić konflikt handlowy. Natomiast nieco bardziej pesymistycznie podchodzi do całej sprawy rynek długu. Generalnie, w środowisku analityków oraz ekonomistów panuje teoria, jakoby rynek obligacji był tym „mądrzejszym", przez co uznawany jest jako bardziej wartościowy pod kątem prognostycznym. Tymczasem notowania amerykańskich 10-latek znalazły się na 21-miesięcznych minimach, oscylując wokół 2,10 proc. Pierwszym ważnym wsparciem jest oczywiście psychologiczna bariera 2%, której przełamanie oznaczałoby już dyskontowanie scenariusza recesji w USA w perspektywie trzech kwartałów. Prognozę, że taki scenariusz zostanie zrealizowany po wprowadzeniu ceł na całość chińskiego importu oraz serii działań odwetowych Państwa Środka, zaprezentował w ubiegłym tygodniu Morgan Stanley.

Tymczasem taryfami celnymi został potraktowany w ubiegłym tygodniu również Meksyk. Prezydent Trump niespodziewanie zapowiedział wprowadzenie 5-proc. stawek na wszystkie towary importowane z tego kraju do momentu „wstrzymania nielegalnej imigracji". Wspomniana stawka ma systematycznie rosnąć w kolejnych miesiącach, by osiągnąć w IV kwartale 25 proc., o ile Stany Zjednoczone nie uznają, że Meksyk podjął „wszelkie możliwe działania". Gdyby tego było mało, administracja Białego Domu w ubiegły piątek ogłosiła zniesienie specjalnego statusu Indii oraz Turcji w relacjach handlowych ze Stanami Zjednoczonymi, co również wiąże się z dodatkowymi cłami nałożonymi na import produktów z tych krajów.

Media ponadto spekulują o możliwym uderzeniu w Australię. Łączna wartość importowanego przez USA aluminium z Australii wzrosła w całym 2018 r. o około 45 proc. Jest to efekt poszukiwania przez producentów amerykańskich tańszych dostawców zagranicznych po wcześniejszej implementacji ceł na import metalu z Chin, Meksyku oraz Kanady.

Czy w zaistniałej sytuacji powinna bać się również Europa? Niespełna dwa tygodnie temu europejskie parkiety świętowały odroczenie na pół roku decyzji o wprowadzeniu taryf celnych na import europejskich samochodów. Na chwilę obecną, bazując na wypowiedziach m.in. komisarz C. Malmstrom, możemy stwierdzić, że negocjacje stoją w miejscu. Innym problemem jest kończąca się jesienią pięcioletnia kadencja Komisji Europejskiej, która uderza w decyzyjność jej obecnego składu i C. Junckera, uznawanego za autora poprzedniego „zawieszenia broni". ¶

Patryk Pyka analityk zespołu usług i analiz rynkowych, DI Xelio