Nie jest to jednak regułą (większość z nich zanotowała straty, ale oscylujące w pobliżu 1 proc. lub mniej) i zapewne to nie z ich strony należy się spodziewać największej podaży obligacji na rynku. Fundusze, które w tym czasie przyniosły największe straty, to Santander Obligacji Korporacyjnych i SOP Prestiż. Jeśli przyjrzeć się strukturze ich aktywów (niestety, na podstawie sprawozdań za I półrocze 2019 r.), okaże się, że ryzyko zmienności wyniku ulokowały one poza Catalyst. Pierwszy z nich ulokował 27 proc. aktywów w obligacjach skarbowych, 32 proc. w papierach nienotowanych na Catalyst (w tym emitentów z Półwyspu Iberyjskiego) i prawie 8 proc. w jednostkach funduszy zagranicznych. W wersji Prestiż struktura ta wygląda bardzo podobnie. Z kolei fundusz Millennium w funduszach zagranicznych ulokował prawie 29 proc. aktywów. Inwestycje na zagranicznych, płynnych i dojrzałych rynkach, wydawały się dobrą strategią niemal aż do końca lutego br., podobnie jak duży udział papierów skarbowych – fundusze tego typu osiągały wyniki lepsze od funduszy skupionych na polskim rynku papierów korporacyjnych, trapionemu niedostatkiem interesujących emisji i głośnymi defaultami (GetBack, ZM Henryk Kania). Niemniej, po wydarzeniach z ostatnich tygodni, to strategia oparta na inwestycjach w polskich emitentów zaczyna wygrywać, zarówno w ujęciu krótko- jak i średnioterminowym. Brakuje jednak danych, by ocenić, która ze strategii była bezpieczniejsza. Od wybuchu pandemii żadna z firm na Catalyst nie ogłosiła utraty płynności, za wcześnie też na dane z innych rynków.