W I kwartale padł nowy rekord sprzedaży mieszkań w sześciu głównych aglomeracjach – 19,5 tys. Ale sytuacja na poszczególnych rynkach jest bardzo zróżnicowana: Łódź i Poznań to wzrosty rzędu 25 proc., Trójmiasto kilkanaście procent, w Warszawie i Wrocławiu mamy stabilizację, a w Krakowie kilkunastoprocentowy spadek. Z czego się biorą te różnice, skoro popyt jest wysoki?
Tam, gdzie jest podaż, tam jest i sprzedaż. Tam, gdzie deweloperzy są w stanie dostarczać nowe mieszkania, popyt odpowiada bardzo intensywnymi zakupami. Największym kłopotem na rynku mieszkaniowym nie jest obecnie popyt, tylko trudności firm w uzupełnianiu oferty, a to wynika głównie z trudności w uzyskiwaniu różnego rodzaju pozwoleń. W Warszawie oferta na poziomie 11 tys. jest najniższa od końca 2007 r.
Takie mocne zróżnicowanie sytuacji będzie nam jeszcze towarzyszyć przez najbliższe kwartały.
Jakie są zapatrywania na kolejne kwartały? Czy podtrzymujecie prognozę z początku tego roku, że w 2021 r. sprzedaż wzrośnie o około 3 proc., do prawie 55 tys.?