11 grudnia minie rok, od kiedy na amerykańskiej giełdzie Chicago Board of Trade pojawiły się pierwsze w historii rynków finansowych kontrakty terminowe na bitcoina. Zainteresowanie futuresami było wówczas tak duże, że w ciągu kilku godzin notowania skoczyły o 26 proc., a giełda musiała kilka razy je zawieszać. Tydzień później swoją ofertę o taki sam instrument wzbogaciła największa na świecie giełda derywatów – CME. Ta ostatnia opublikowała niedawno raport za III kwartał pokazujący rosnący wolumen obrotu. Co więcej, w minionym tygodniu Intercontinental Exchange (właściciel m.in. NYSE) zapowiedziało uruchomienie własnych kontraktów już 12 grudnia. Fani kryptowalut mają więc powody do zadowolenia, choć sami właściciele giełd studzą optymizm.
Skok wolumenu o 170 proc.
Zacznijmy od wspomnianego raportu CME. Wynika z niego, że w III kwartale średni dzienny wolumen obrotu kontraktami na bitcoina wyniósł 5053 sztuki. To o 41,3 proc. więcej niż w II kwartale i o 172,5 proc. więcej niż w pierwszych trzech miesiącach roku. Zmiany wyglądają okazale, ale same liczby nie powalają. Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że na CME dziennie obraca się 18 mln różnych kontraktów, od ropy naftowej po indeks S&P 500. – Nie odnotowujemy zbyt dużych napływów na ten rynek – przyznawał w lipcu w wywiadzie dla Bloomberga Terry Duffy, CEO CME. W podobnym tonie wypowiadał się szef CBOE Chris Concannon. – Liczba artykułów na temat tych kontraktów jest większa niż ich wolumen – powiedział.
Dodam tylko dla porównania, że 24 października wolumen indeksowych kontraktów na GPW wyniósł niecałe 15 000 sztuk. Trzeba jednak zauważyć jedną istotną kwestię – od początku 2018 r. notowania bitcoina są w układzie bessy, jego wycena jest aktualnie 67 proc. niżej niż w grudniu 2017 r., a zmienność mierzona odchyleniem standardowym jest najniższa od 17 miesięcy. Dodajmy, że i same giełdy nie zachęcają inwestorów do otwierania pozycji, bowiem depozyt na CME wynosi aż 40 proc. wartości transakcji, podczas gdy, na przykład, dla kontraktu indeksowego na S&P 500 jest to zaledwie 4 proc.
Brak popytu
– To duże instytucje odpowiadają zazwyczaj za większość wolumenu na rynkach kontraktów terminowych i fakt jest taki, że nie są obecne na rynku futures na bitcoina – tłumaczył na łamach Bloomberga Craig Pirrong, profesor finansów na University of Houston. Jego zdaniem w przypadku towarów takich jak kukurydza i pszenica rolnicy i producenci spożywczy, oprócz spekulacji, wykorzystują kontrakty, aby zabezpieczyć się przed ryzykiem niekorzystnej zmiany ceny na rynku bazowym. – Jeśli chodzi o bitcoina, brakuje jakiejkolwiek potrzeby zabezpieczenia. Nie ma żadnego poważnego komercyjnego lub instytucjonalnego wykorzystania bitcoina, więc nie ma potrzeby hedgingu. To może się jednak zmienić. Wiele instytucji zaczyna wprowadzać nowe usługi związane z kryptowalutami – mówił Pirrong.