Złoty nie zareagował na komentarze prezesa NBP S. Skrzypka dotyczące utrzymania inflacji w okresie najbliższych dwunastu miesięcy w celu inflacyjnym, który został określony na poziomie 2,5% z odchyleniem +/- 1%. Ponadto szef NBP po raz kolejny dał do zrozumienia, iż Polska będzie kontynuowała drogę do przyjęcia wspólnej waluty w 2012 roku. Kolejne sesje przyniosły dalszą deprecjację krajowej waluty. Na rynek napłynęły w środę jedynie informacje dotyczące oficjalnych aktywów rezerwowych, które zgodnie z komunikatem NBP wzrosły w maju do 156,75 mld zł wobec 145,08 mld zł w kwietniu. W obliczu braku istotniejszych publikacji danych makro z kraju sytuacja była w znacznej mierze zdeterminowana przez sytuację na rynku międzynarodowym. Złotemu nie sprzyjał utrzymujący się pozytywny sentyment do amerykańskiej waluty. Deprecjacja PLN to efekt wyraźnego pogorszenia nastrojów w całym regionie Europy Środkowej, gdzie mogliśmy obserwować spadek notowań zarówno korony czeskiej i słowackiej jak i węgierskiego forinta. Ponadto inwestorzy mają w pamięci wyprzedaż na giełdzie w Chinach z początku tygodnia, co dało impuls do wzrostu awersji do ryzyka i pogorszyło aurę wokół rynków wschodzących. Osłabienie złotego to po części efekt decyzji ECB odnośnie podwyżek stóp w strefie euro, a częściowo wynik komentarzy szefa FED B. Bernanke oddalających perspektywę obniżek stóp procentowych w USA.. Taka sytuacja nie sprzyjała odrabianiu strat przez indeksy naszej giełdy a także przez krajowa walutę. Obserwowaliśmy odpływ kapitału z emerging markets, gdyż część inwestorów skłania się do inwestowania w wyżej oprocentowane amerykańskie aktywa. Ponadto inwestorów niepokoi umacniający się za sprawą oczekiwanych podwyżek stóp procentowych jen. Przekłada się to na zamykanie pozycji związanych ze strategią "carry trade". Pomimo nieco mniejszej aktywności związanej ze Świętem w Polsce czwartek przyniósł dość znaczące zmiany na parach złotowych. Po raz kolejny nienajlepsze nastroje w regionie w połączeniu z rosnącą rentownością amerykańskich papierów dłużnych przyniosły dalsze osłabienie krajowej waluty. Pod presją globalnej wyprzedaży na rynkach finansowych pozostawał krajowy rynek długu. Pod koniec tygodnia obserwowaliśmy silną rewizję oczekiwań związanych z przyszłym kierunkiem polityki monetarnej FED-u. Gwałtownie zaciążyła ona na amerykańskim rynku, gdzie rentowność 10-letnich obligacji wzrosła w czwartek najwięcej od ponad trzech lat. Reakcja inwestorów nie mogła być inna i w piątek znacząco traciły waluty regionu (lira turecka, forint). Przypomnijmy, że czerwiec na przestrzeni ostatnich lat nie sprzyjał umacnianiu złotego. Dodatkowo część inwestorów może zdecydować się na wycofanie kapitału uzyskanego z tytułu wypłaty dywidend.
W nadchodzącym tygodniu poznamy publikację dotyczącą inflacji CPI za maj, która może wzmóc spekulacje na temat dalszych poczynań naszych władz monetarnych. Ważną dla rynku figurą będzie bilans obrotów bieżących za kwiecień. Początek nadchodzącego tygodnia handlu powinien przynieść odreagowanie wcześniejszych spadków, a obecne poziomy część inwestorów wykorzysta do zamiany walut na złote. Z drugiej strony nasza waluta w dalszym ciągu będzie pozostawała pod presją spadkową wynikającą z sytuacji na rynku międzynarodowym, gdzie oczekujemy dalszego umocnienia dolara.
Ostatni tydzień będzie miło wspominany w inwestujących w amerykańską walutę. Wprawdzie, tak jak oczekiwaliśmy na początku tygodnia eurodolar zwyżkował do poziomu 1,3550 USD w związku z pogłoskami, że ECB podniesie prognozy inflacji i dynamiki PKB dla państw "trzynastki", zaś J.C. Trichet na swojej konferencji powróci do bardziej jastrzębiego tonu. Sytuacja taka jest właściwa okresowi przed posiedzeniem władz monetarnych strefy euro, jednakże często okazuje się tylko rynkową spekulacją i nie ma uzasadnienia w rzeczywistości. Inne wydarzenia pozostawały w cieniu spotkania szefów banków centralnych. Wspólnej walucie pomagały trochę publikacje makroekonomiczne - inflacja PPI ze Starego Kontynentu za kwiecień okazała się o 0,1% wyższa od prognoz i wyniosła 2,4%, indeks PMI dla usług był tylko lekko niższy od prognoz i wyniósł 57,3 pkt. Gorzej przedstawiały się dane z Niemiec, gdzie analogiczny wskaźnik o 0,4 pkt rozminął się z konsensusem rynkowym, zamówienia w przemyśle za kwiecień spadły o 1,2% m/m (oczekiwano -1%), zaś produkcja zniżkowała aż o 2,3% m/m (spodziewano się 0,6% wzrostu). Marsz eurodolara "na północ" został zakończony po posiedzeniu ECB - wprawdzie podniesiono stopy i zrewidowano w górę szacunki wzrostu PKB i inflacji, ale tylko na ten rok. Słowa J.C Trichet nie były zbyt ostre i z pewnością nie nasyciły rozbudzonych oczekiwań części inwestorów na znak o kontynuacji podwyżek stóp. Także pozostawienie stóp na poziomie 5,5% przez Bank Anglii popsuło nastroje wokół walut europejskich. Dolar zaczął odrabiać straty. Dobrze zachowywał się także frank szwajcarski - znaczący spadek bezrobocia do 2,8% w związku z sezonem letnim i organizacją Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej w 2008 r. i oczekiwanie na podwyżkę kosztu pieniądza do 2,5% w przyszłym tygodniu dodały tej walucie sił. Obawy, że w tym samym kierunku pójdzie po letnich wyborach parlamentarnych Bank Japonii przełożyło się z kolei na umocnienie jena. Zjawiska te są niekorzystne dla transakcji opartych o "carry trade" i skutkują przecenami na giełdach oraz wyprzedażą walut rynków wschodzących.
Do powrotu do umocnienia "zielonego" dołożył się zaskakująco wysoki odczyt indeksu ISM dla amerykańskiego sektora usług za kwiecień (59,7 pkt., spodziewano się 55,3 pkt.), znowu niezła liczba nowych wniosków o bezrobocie (309 tys.) oraz bardzo pozytywny odczyt bilansu handlowego sprzed 2 miesięcy - deficyt okazał się o ponad 5 mld USD niższy od prognoz i wyniósł 58,5 mld USD (poprzednio 62,4 mld USD po korekcie). Dane te potwierdzają, że najgorszy okres największa gospodarka świata ma już za sobą i w kolejnych miesiącach powinna prezentować się lepiej niż w I kw.
Znacznie istotniejsze były jednak słowa B. Bernanke podczas wideokonferencji z szefami innych banków centralnych - powiedział on, że na wzroście gospodarczym USA może zaciążyć kondycja sektora nieruchomości. Początkowo osłabiło to amerykańską walutę. Słowa szefa FED wydawały się jednak dosyć dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że kłopoty na rynku budowlanych nieco zelżały. Inwestorzy zinterpretowali to jako zapowiedź kontynuacji trudniej sytuacji na rynku kredytowym, do czego miałaby przyczynić się podwyżka kosztu pieniądza. Jeśli uwzględnimy, że ceny ropy naftowej, na początku sezonu letniego są o okolicach 9-miesięcznych maksimów i mogą dalej rosnąć, to wzrost oprocentowania za Oceanem pod koniec roku staje się prawdopodobny. Perspektywa taka w połączeniu z lepszymi danymi makro napływającymi z gospodarki amerykańskiej doprowadziła do dalszych wzrostów rentowności amerykańskich obligacji (powyżej 5,25%) - stopy procentowe budujące krzywą dochodowości ułożyły się po raz pierwszy od roku w porządku rosnącym, oddając poglądy rynku, spodziewającego się raczej wzrostu (44% prawdopodobieństwo do grudnia) niż spadku stóp.