Warszawska giełda najsilniejsza na świecie

Nasi inwestorzy przyjęli, że obecna fala spadkowa na amerykańskim parkiecie wyczerpie potencjał na wysokości 650 pkt dla S&P 500. Uważają, że kto miał pozbyć się akcji, zrobił to w połowie lutego na fali kiepskich nastrojów na rynkach naszego regionu oraz publikacji fatalnych wyników finansowych za IV kwartał 2008 r.

Publikacja: 07.03.2009 02:35

Warszawska giełda najsilniejsza na świecie

Foto: GG Parkiet

Przez ostatni tydzień warszawska giełda była najsilniejszym rynkiem na świecie. WIG zyskał ponad 4 proc., WIG20 jeszcze więcej. Uwagę zwracała też odporność na pogorszenie nastrojów na światowych parkietach rynków w Rumunii, Bułgarii, Chinach czy Rosji. Odczytanie tego, co oznacza takie zachowanie, wydaje się kluczowe dla oceny zdarzeń w kolejnych tygodniach.

Czy zerwanie korelacji z najważniejszymi giełdami na świecie oznacza ostateczne wyczerpanie się potencjału spadkowego na rynkach naszego regionu i zapowiada mocne zwyżki z chwilą poprawy globalnych nastrojów? Czy jednak jest tymczasowe, a dalsza wyprzedaż na świecie pogrąży też indeksy, opierające się w ostatnich dniach zniżkom?Charakterystyczna jest grupa giełd odpornych na przecenę. W jej skład wchodzą te rynki, które wcześniej dotknęły największe spadki.

Uzupełniają ją Chiny, które były jednym z liderów wyprzedaży, rozpoczętej jesienią 2007 r. Zresztą przypadek Państwa Środka jest wymowny. Spekulacje o zwiększeniu rządowych środków na wspomaganie tej gospodarki stały się podstawą mocnego wzrostu w połowie tygodnia. Na tym przykładzie widać było, jak emocjonalne są podstawy zwyżki.

Upatrywanie w poprawie koniunktury w chińskiej gospodarce lekarstwa na globalną recesję było życzeniowym myśleniem, gdyż osłabienie rozwoju Państwa Środka było pochodną problemów na świecie, a nie odwrotnie. Do tego dalsze wspieranie koniunktury przez państwo oznaczałoby, że żadnego ożywienia nie ma i dlatego takie działania są potrzebne.Jak zresztą połączyć z takimi nadziejami zachowanie chińskiego parkietu, mierzonego indeksem MSCI China, który w skali tego roku jest ponad 10 proc. pod kreską, bardziej niż indeks rynków wschodzących MSCI EM?

Wpływ na to mają przede wszystkim spółki notowane w Hongkongu. Te z giełd w Shenzhen i Szanghaju wypadają znacznie lepiej i przynoszą wyraźne zyski. Jeśli jednak spojrzymy w dłuższej perspektywie, to stopy zwrotu niewiele się różnią. Indeks CSI 300, skupiający spółki notowane na parkietach w kontynentalnej części Chin, spadł w ostatnich 12 miesiącach o ponad 51 proc., Hang Seng, obrazujący notowania w Hongkongu, stracił w tym czasie blisko 49 proc.

[srodtytul]Równanie do średniej[/srodtytul]

Zainteresowanie chińskimi akcjami w ostatnim czasie ma więc techniczny charakter. Wynika z mocniejszej skali wcześniejszej przeceny, a nie z fundamentalnych pobudek. Gdyby było inaczej, rynek surowców wypadałby znacznie lepiej. A tak indeks CRB ma problem z powrotem ponad przełamany 17 lutego ubiegłoroczny dołek.

Ten przykład podpowiada, że podobnie jest w ostatnich dniach z naszym rynkiem i innymi parkietami z regionu. Dzięki zerwaniu przez nie korelacji w ostatnich dniach z dojrzałymi rynkami 12-miesięczne zmiany WIG, S&P 500 oraz DJ Stoxx 600 praktycznie się zrównały. U nas zniżka sięga 50 proc., w Ameryce i Europie po około 48 proc.

W opozycji do pojawiających się komentarzy zapowiadających przyspieszenie chińskiej gospodarki stały dane o styczniowych wskaźnikach wyprzedzających koniunktury, podawane przez Organizację Współpracy Ekonomicznej i Rozwoju (OECD).

Przyniosły dalszy, bardzo silny spadek, zapowiadając pogorszenie warunków gospodarczych w perspektywie najbliższych 6 miesięcy. Rekordowo niski był też odczyt dla państw zrzeszonych w OECD (w jej skład nie wchodzą Chiny ani też Brazylia, Indie i Rosja, dla których przewidywane jest również silne spowolnienie).

[srodtytul]Powoli z tym optymizmem[/srodtytul]

Inne wiadomości gospodarcze z ostatnich dni też nie napawały optymizmem.

Martwiło szczególnie połączenie fatalnych danych z rynku pracy z niepokojącymi doniesieniami dotyczącymi rynku nieruchomości. W świetle informacji o podniesieniu się kosztów pracy w IV kwartale 2008 r. w USA uzasadnione wydaje się oczekiwanie na dalszy wzrost i tak już wysokiego bezrobocia. Wyższe koszty pracy świadczą, że dotychczasowe zwolnienia w firmach nie były adekwatne do skali ograniczenia przez nie działalności. To zaś każe liczyć się z podnoszeniem się odsetka osób mających trudności z obsługą kredytów hipotecznych.

Już jest ich 7,88 proc. (w III kwartale 2008 r. było to 6,99 proc.). Tym samym będzie się utrzymywać presja na wzrost podaży domów ze strony banków przejmujących je za złe długi oraz niewielkie zainteresowanie kredytami hipotecznymi (w ostatnim tygodniu ich liczba była bliska najniższej od ponad 9 lat).

Konsekwencją takiego stanu rzeczy będzie dalszy spadek cen domów. Z perspektywy przedsiębiorstw rzutuje on na wartość aktywów. Ich spadek zaś, jak zwrócili uwagę specjaliści agencji ratingowej Moody’s Investors Service, zwiększa ryzyko posiadania przez nie instrumentów pochodnych, które znaczą wtedy więcej w bilansach spółek.

W tych warunkach szybkie obwieszczanie mocnego odbicia na naszej giełdzie wydaje się ryzykowne. Nie ma jednak wątpliwości, że jeśli WIG zdoła ostatecznie przebić się ponad 22,8–23 tys. pkt, szansa na to wyraźnie się zwiększy.

Komentarze
Wakacyjne uspokojenie
Komentarze
Popyt dopisuje
Komentarze
Inwestorzy nadal dopisują
Komentarze
Bitcoin z rekordami
Komentarze
Bitcoin znów pod szczytami
Komentarze
Zapachniało spóźnieniem