[b]Akcje w USA drożeją już od ponad roku. Analitycy spodziewają się teraz wyhamowania zwyżek. Do końca roku indeks S&P 500 według średniej prognozy wzrośnie tylko do 1243 pkt (około 1190 obecnie). Pan jest optymistą i oczekuje, że będzie to 1325 pkt.[/b] Rzeczywiście sądzę, że rynek będzie nas nadal zaskakiwał. Patrząc na takie dane jak wyniki spółek, nastroje panujące w gospodarce i na rynkach czy przepływy pieniężne, kondycja giełdy wydaje się znacznie lepsza, niż sądzi większość analityków. [b]Wyliczył pan niedawno, że rynek byka, średnio rzecz biorąc, trwa 1000 sesji, ten zaś będzie zapewne dłuższy.[/b]
W tej chwili uważam, że obecny rynek byka będzie przypominał ten z lat 1982–1987 (S&P 500 zyskał wówczas blisko 230 proc. – przyp. red.) Ale nie zapominajmy, że sytuacja potrafi się szybko zmieniać.
[b]Część ekspertów, np. Bill Gross, uważa, że wyraźny wzrost rentowności amerykańskich obligacji sprawi, że staną się one silną konkurencją dla akcji, ograniczając zwyżki indeksów.[/b]
Być może takie ryzyko istnieje, ale nie jest moim zdaniem duże. Akcje będą wciąż dawały znacznie wyższą stopę zwrotu niż obligacje, co nie będzie zachęcało do relokacji kapitału. Większe zagrożenie widzę w tym, że przecena obligacji zaszkodzi wynikom banków.
[b]Czy zwyżki akcji, o których pan mówi, napędzane będą m.in. dobrymi wynikami spółek w I kwartale? Z danych Thomson Reuters wynika, że poprawią się one o 37 proc. rok do roku.[/b] Spółki zaskakują wynikami od wielu kwartałów i mam nadzieję, że tym razem będzie tak samo. Ta konkretna prognoza jest jednak równie dobra jak każda inna. Mnie interesuje przede wszystkim to, co spółki piszą w raportach kwartalnych na temat swoich perspektyw i oczekiwań na kolejne kwartały.