Dane o sprzedaży detalicznej w najbliższym czasie będą zyskiwać na znaczeniu, albowiem impuls ze strony niższych stóp procentowych i ulg podatkowych powinien w pierwszym rzędzie przełożyć się na wzrost skłonności do konsumpcji. W tym świetle raport wygląda nienajgorzej. Ale czy na pewno jest to już powód do świętowania?
Pominę fakt, iż w ujęciu rocznym wzrost sprzedaży jest najniższy od grudnia 2002 roku. Sprzedaż detaliczna, na której koncentruje się rynek jest sprzedażą w ujęciu nominalnym, a jak wiadomo w USA mamy do czynienia z relatywnie wysoką inflacją. Dwunastomiesięczna średnia ruchoma (wygładzająca jednorazowe odchylenia) sprzedaży w ujęciu realnym ostatni raz na plusie była we wrześniu 2007 roku.
Co więcej, wiele wskazuje na to, że w najbliższym czasie nie ma co oczekiwać pozytywnej zmiany. Sprzedaż detaliczna jest w pewnym stopniu uzależniona od nastrojów konsumenckich, te zaś w ostatnim czasie są coraz gorsze. Można wykazać statystyczną zależność pomiędzy wskaźnikiem sporządzanym przez Uniwersytet w Michigan a bieżąca wartością sprzedaży w ujęciu realnym. Wstępny odczyt wskaźnika za kwiecień to zaledwie 63,2 pkt. (w porównaniu z 69,5 pkt. w marcu), a zatem nie jest to najlepszy prognostyk dla danych o sprzedaży w kolejnych miesiącach. Wzrost sprzedaży w ujęciu realnym w tempie długoterminowej średniej miał miejsce kiedy wartości wskaźnika UM mieściła się z reguły w przedziale 90-100pkt.
Przemysław Kwiecień
Główny Ekonomista