Teraz jednak wielkimi krokami zbliżamy się do niezwykle brzemiennej w skutkach decyzji o stopniowym ograniczeniu kroplówki dostarczanej przez amerykańską Rezerwę Federalną. Cały inwestycyjny świat stoi przed zasadniczym pytaniem, co to oznacza dla parkietów giełdowych czy rynków obligacji na całym świecie. Mimo dominującego poglądu, że nie warto doszukiwać się podobnych okresów w historii, uczestnicy rynku, czy nawet sam Fed, próbują ich szukać.
Przykładowo w ostatnim czasie dosyć powszechnie spotkać można porównanie niedawnego dynamicznego wzrostu rynkowych stóp do 1994 r., kiedy zaobserwowano podobne zmiany w reakcji na zaskakującą podwyżkę kosztu pieniądza w wykonaniu Alana Greenspana. Inni swoją uwagę kierują na 2003 r., kiedy posiadacze obligacji również stracili niemałe pieniądze. Wygląda więc na to, że inwestorzy jednak muszą szukać oparcia w historii, mimo że według wielu nie jest to aktualnie uzasadnione. Niestety ów głód analogii zaspokajany jest w niewłaściwy sposób, nie mówiąc już o tym, że błędem wydaje się pogląd stanowiący o bezprecedensowym czasie, w którym żyjemy. Po prostu większość osób w niewystarczający sposób cofa karty historii, by odnaleźć okres zbliżony pod względem panujących warunków do czasu teraźniejszego.
Jakie więc są te warunki? Po pierwsze, do czynienia mamy z wysokim zadłużeniem gospodarek w połączeniu z represyjnie niskimi stopami procentowymi. Co interesujące, z takim samym okresem mieliśmy do czynienia w latach 30. i 40. minionego wieku. Obecnie panujący krajobraz gospodarczy jest bardzo zbliżony do Wielkiej Depresji po 1929 r., kiedy w gospodarkach panowały siły deflacyjne. W 2008 i 2009 r. część osób wskazywała na te podobieństwa, ale aktualnie o nich zapominano. Wydaje się, że wspomniane podobieństwa wciąż są w mocy i warto je bliżej nakreślić, by spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie, co rynki może czekać w przyszłości.
Otóż kluczem do odpowiedzi może być rynek obligacji, który porusza się w długich strukturalnych trendach trwających od 22 aż do 37 lat. Aktualnie najprawdopodobniej kończymy długotrwały okres spadku rynkowych stóp, który rozpoczął się w 1981 r. Silny wzrost rentowności obligacji po majowych sugestiach Bena Bernankego, że liczyć się należy z ograniczeniem programu QE3, wydaje się początkiem długoletniego rynku niedźwiedzia na rynku papierów dłużnych. Wcześniej z podobnym okresem mieliśmy do czynienia w latach 1946–1981 i to on powinien służyć za bazę do poszukiwań rynkowych analogii. Wszyscy uczestnicy rynku będą musieli się powoli przyzwyczaić do nowego środowiska, w którym koszt pieniądza będzie powoli, aczkolwiek konsekwentnie wzrastał. Jest to pogląd racjonalny, gdyż banki centralne stóp procentowych poniżej zera nie obniżą, a jeszcze niedawno obserwowane bardzo niskie rentowności długoterminowych obligacji są na dłuższą metę nie do utrzymania. Oznacza to, że forsowane ostatnio analogie do lat 90. są pozbawione podstaw, gdyż wówczas obserwowaliśmy środowisko spadających stóp, teraz jednak wchodzimy w czas ich wzrostu. Bardziej więc zasadnym okresem porównawczym jest 1946 r., w którym podobnie – jak najprawdopodobniej teraz – rozpoczynała się strukturalna bessa na rynku długu. Spróbujmy więc bliżej zgłębić tę analogię.
Otóż 1946 r. to okres krótko po zakończeniu II wojny światowej, która doprowadziła do dynamicznego wzrostu zadłużenia USA. Relacja długu do PKB osiągnęła astronomiczny poziom 120 proc. PKB, który był nawet nieco wyższy od obecnie obserwowanego poziomu. Polityka monetarna podobnie jak obecnie była niezwykle łagodna, a polityka fiskalna właśnie zakończyła czteroletni okres keynesowskiego bodźca wojennych lat 1941–1945. Aktualnie z uwagi na tegoroczny „klif fiskalny" gospodarka USA również musi się zmierzyć z ograniczoną fiskalną stymulacją, co w połączeniu z wyższymi rynkowymi stopami procentowymi tworzy niebezpieczną dla wzrostu mieszankę. W powojennych latach doprowadziła ona do ograniczenia realnej dynamiki PKB w okresie od końca 1946 r. do początku 1949 r. Rynek akcji zareagował gwałtownie i w maju 1946 r. doszło do wyprzedaży akcji po wcześniejszych, niemalże euforycznych, zwyżkach na fali powojennego optymizmu.