Jedyną grupą towarów, na które popyt ożył, są metale szlachetne. Złoto drożejące w styczniu nie jest zresztą zjawiskiem nowym. W ostatnim dziesięcioleciu tylko listopad przynosił wyższą stopę zwrotu z inwestycji w kruszec. W dużej mierze to zasługa sezonowo nasilającego się popytu przed chińskim Nowym Rokiem. Silny rajd (ceny dotknęły 1300 USD i znalazły się tym samym na pułapie, najwyższym od kilku miesięcy) jest też pochodną sytuacji na rynkach finansowych: wybuchu zmienności, nasilenia się obaw o możliwość zejścia Grecji ze ścieżki reform. W końcu zapowiedzi zaaplikowania gigantycznego zastrzyku płynności przez EBC. Skup obligacji na Starym Kontynencie nie będzie jednak miał aż tak jednoznacznie pozytywnego wpływu na metale szlachetne jak analogiczne programy Fedu. Zamiast tego istotnym kanałem wspierającym notowania będzie popyt fizyczny (zwłaszcza z państw azjatyckich, dla których niższe ceny ropy oznaczają poprawę sytuacji w bilansach płatniczych). Należy jednak zaznaczyć, że będzie to tylko element ograniczający skalę spadków cen złota. Zacieśnienie monetarne w USA sprowadzi notowania pod 1100 USD. Najsilniejszym z metali szlachetnych będzie pallad, czyli jedyny taniejący w tym roku reprezentant grupy. Na jego rynku od kilku lat notowany jest deficyt, a popyt wspiera ożywienie branży motoryzacyjnej w Chinach i USA.