Dynamika PKB w USA okazała się gorsza od oczekiwań. Spodziewano się, że tempo wzrostu gospodarki w I kwartale wyniosło około 1 proc. Faktycznie mamy symboliczny wzrost, a praktycznie jego brak, gdyż opublikowana dynamika o wartości 0,2 proc. w ujęciu urocznionym to margines błędu statystycznego. Szczególnie że mamy do czynienia z publikacją wstępną, a więc dane jeszcze mogą ulec znaczącej rewizji. Jak znaczącej, pokazuje przykład dokładnie sprzed roku. Wtedy oczekiwano, że PKB wzrośnie o ponad 1 proc., opublikowano wzrost o 0,1 proc., a ostatecznie, po kilku rewizjach, zanotowano spadek o ponad 2 proc. Nie twierdzę, że w tym roku sytuacja się powtórzy, ale trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że pierwszy odczyt jest mało precyzyjny.

Dane zza oceanu nie wywołały większego poruszenia na polskim parkiecie. Poruszenie było wcześniej. Przed południem doszło do osłabienia wycen kontraktów na WIG20. W efekcie uzasadnione stały się przypuszczenia, że być może właśnie teraz rozpoczyna się faza nieco większej korekty. Tym uzasadnieniem było zejście pod minimum sesji poprzedniej oraz fakt, że dochodzi do tego tuż pod poziomem szczytu z ubiegłego roku, a więc tuż pod strefą oporu. Z punktu widzenia szans na skuteczne przełamanie górnego ograniczenia ponaddwuletniej konsolidacji faza korekty wydaje się słusznym wyborem.