Od połowy lipca na rynkach przez kilka dni panował obóz niedźwiedzi – indeksy całkiem mocno spadały. W komentarzach pisano o ataku pandemii (16 lipca liczba zakażeń w USA wzrosła o 70 proc. w stosunku do poprzedniego tygodnia, a zgonów o 26 proc.). Wydaje mi się jednak, że nie to prowadziło do spadku indeksów.
Zwracał uwagę spadek cen akcji spółek sektora FAANG. Inwestorzy zaczęli obawiać się, że nawet bardzo dobre wyniki kwartału podawane przez te spółki wywołają realizację zysków podobną do tej, którą obserwowaliśmy po publikacji raportów kwartalnych dużych amerykańskich banków (sezon rozpoczął się 13 lipca).
Tytuły w mediach robiło w poniedziałek 19 lipca porozumienie OPEC+. W niedzielę nagle zebrało się gremium decyzyjne tego szczytu. Doszło do porozumienia ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, dzięki czemu ustalono, że wydobycie zwiększy się o 400 tys. baryłek dziennie, a OPEC znowu ma działać razem. Ceny ropy spadały jak kamień, tracąc blisko osiem procent.
Nie była to odosobniona przecena, bo dotknęła ona w ten trudny dla byków poniedziałek prawie wszystkie rynki za wyjątkiem złota, które znowu na chwilę wróciło do statusu bezpiecznej przystani. Indeksy giełdowe w Europie traciły chwilami po trzy procent, kończąc dzień ponad 2,5-proc. spadkiem. Uciekający z innych aktywów kapitał „pakował się" w obligacje, nadal uważane za bezpieczną przystań, dzięki czemu ich rentowność gwałtownie spadła.
Oczywiście komentatorzy poszli drogą wytyczoną przez linię najmniejszego oporu, czyli rozpisywali się o tym, że przecena wynikała z rozprzestrzeniania się wariantu Delta koronawirusa. Jakiś wpływ zapewne to miało, bo dodawało się do mozaiki powodów, dla których doszło do bliskiej paniki ucieczki z rynków finansowych.