W ostatnich dniach tematem numer jeden na naszym rynku jest oczywiście spółka LPP. Firma Hindenburg Research przygotowała raport, w którym postawiła tezę, że LPP wcale nie wycofała się z rynku rosyjskiego, co spowodowało w piątek gigantyczną przecenę jej akcji. Sama spółka twierdzi, że to nieprawda. W poniedziałek odbyła się nawet specjalna konferencja prasowa w tej sprawie. Akcje mocno odbiły w górę. Kto ma rację?
Można powiedzieć, że firma Hindenburg Research katastrofę ma w nazwie. Żyje i zarabia na tym, że doprowadza do przeceny obranych przez siebie za cel spółek. W mojej opinii firma ta jednak niewiele wspólnego ma z takimi typowymi analizami, jakby mógł wskazywać drugi człon jej nazwy. Jest to głównie analiza negatywna. Z drugiej strony mamy oczywiście LPP. Jest to firma, która ma pozytywną historię na naszej giełdzie i wielokrotnie była nagradzana za swoją transparentność czy też komunikację z rynkiem. Poniedziałkowe wyjaśnienia LPP też wydają się być wiarygodne. Jeśli więc mamy na szali dwie firmy: Hindenburg i LPP, to w tym przypadku, moim zdaniem, raczej należy wierzyć LPP.
Mieliśmy raport firmy Hindenburg, później ripostę ze strony LPP. Które wątpliwości zostały rozwiane, a przy czym można jeszcze postawić znak zapytania?
Przyznam, że przebrnąłem przez cały raport firmy Hindenburg. W mojej opinii większość tez, które były tam stawiane, od razu można było obalić okresem przejściowym, który LPP ma zawarty z kupcem na rynku rosyjskim. Wątpliwości u mnie budziła zaś zmieniająca się narracja spółki. Chodzi głównie o długość tego okresu przejściowego. W momencie, kiedy biznes rosyjski był sprzedawany, spółka komunikowała, że ten okres ma potrwać maksymalnie kilkanaście miesięcy. W piątek pojawił się zaś termin do 2026 r. i podczas poniedziałkowej konferencji ten termin został też podtrzymany. Deklaracja prezesa Piechockiego o intencji zakończenia tej współpracy do IV kwartału 2024 r. w mojej opinii rozwiązuje jednak sprawę.