Depozyty i obligacje nie powinny dominować w naszych portfelach

Trzymając pieniądze w bankach, gdzie oprocentowanie wciąż jest śmiesznie niskie mimo podwyżek stóp dokonywanych przez RPP, mocno tracimy z powodu wysokiej inflacji. Dlatego przynajmniej część pieniędzy trzeba ulokować inaczej.

Publikacja: 24.04.2022 10:40

Depozyty i obligacje nie powinny dominować w naszych portfelach

Foto: Shutterstock

Oszczędności trzymamy przede wszystkim w bankach. To rozwiązanie zdecydowanie najłatwiejsze, zwłaszcza że często nie zadajemy sobie nawet trudu, by założyć lokatę. Do niedawna oprocentowanie depozytów terminowych było tak niskie (w dużych bankach 0,01 proc. w skali roku), że pozostawiając pieniądze na nieoprocentowanym koncie, na które wpływa wynagrodzenie, właściwie mieliśmy to samo.

Do takiej niekorzystnej – z punktu widzenia oszczędzających – sytuacji zdążyliśmy się już przyzwyczaić. (Kto jeszcze pamięta odsetki z przełomu 2008 i 2009 r. w wysokości 6–6,5 proc.?). Według danych NBP dotyczących wszystkich lokat, a nie tylko nowych, po raz ostatni średnia stawka dla depozytów do dwóch lat włącznie wynosiła co najmniej 2 proc. w maju 2015 r. Od lipca 2020 r. było to zawsze poniżej 1 proc., a niemal przez cały 2021 r. 0,2 proc. Dopiero w grudniu ubiegłego roku pojawił się na razie lekki trend wzrostowy. W lutym 2022 r. przeciętna stawka wyniosła 0,5 proc. w skali roku. A gdybyśmy wzięli pod uwagę nowe depozyty, byłoby to 1,2 proc.

W porównaniu z inflacją przekraczającą już 10 proc. wszystkie te stawki są oczywiście żałośnie niskie. Jeśli się postaramy i poszukamy atrakcyjniejszej oferty niż przeciętna, i tak realnej straty nie unikniemy, możemy ją najwyżej trochę zmniejszyć.

Słaba standardowa oferta, ale można polować na okazje

Na co można liczyć w kwietniu 2022 r.? Można było znaleźć oferty z odsetkami nawet 2,5–3,5 proc. w skali roku, ale raczej nie w dużych powszechnie znanych bankach, ale w mniejszych (np. BFF Banking Group, Inbank, neoBank, Nest Bank, Getin Noble Bank). Co więcej, te najkorzystniejsze oferty często były przeznaczone dla klientów posiadających konto w danej instytucji albo tylko dla wpłacających nowe środki. Poza tym ze stosunkowo atrakcyjnych odsetek można się cieszyć krótko, na ogół przez trzy, najwyżej sześć miesięcy. Standardowe oferty w dużych instytucjach wciąż są poniżej 1 proc.

Klienci zauważyli już jednak lekką poprawę i zaczęli się lokatami bardziej interesować niż wcześniej. W lutym 2022 r. wpłacono na nie o ok. 830 mln zł więcej niż w poprzednim miesiącu – wynika z danych NBP. I był to już szósty kolejny miesiąc ze wzrostem. W styczniu tego roku, w porównaniu z grudniem 2021 r., na lokatach przybyło aż 4,6 mld zł.

Ile płaci minister

Zwiększa się również zainteresowanie obligacjami oszczędnościowymi. Jak podało Ministerstwo Finansów, w marcu tego roku ich sprzedaż wyniosła 3,2 mld zł. W sumie w pierwszym kwartale Polacy zainwestowali w papiery skarbowe 11,5 mld zł, czyli o 14 proc. więcej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Rekordowy okazał się luty z wynikiem 5,4 mld zł. Był to efekt tego, że oprocentowanie wszystkich papierów zostało podniesione o 0,5 pkt proc. Oszczędzający czekali na taki ruch od października ubiegłego roku.

Jak zwykle najchętniej wybierane były obligacje trzymiesięczne (47-proc. udział w strukturze sprzedaży). Są one najmniej zyskowne, ale Polacy preferują krótkoterminowe formy lokowania pieniędzy. Ich stałe oprocentowanie wynosi 1,5 proc. w skali. Promocyjne (wiążące się ze spełnieniem określonych warunków) oferty bankowe na trzy miesiące są zdecydowanie korzystniejsze.

Jeśli już decydujemy się na dłuższy okres oszczędzania, to kupujemy czterolatki. W marcu ich udział w sprzedaży sięgnął 26 proc. Obligacje oferowane w kwietniu 2022 r. zapewniają w pierwszym roku 2,3 proc. Natomiast w kolejnych latach ich oprocentowanie jest sumą inflacji i 1-proc. marży. Przy obecnej inflacji nie zapewnią niestety realnego zysku (choć bywają nazywane papierami antyinflacyjnymi). W pierwszym roku przyniosą dużą realną stratę, a potem może być tak, że potencjalny realny zysk zostanie pochłonięty przez 19-proc. podatek od odsetek.

Do oszczędzania w dłuższym terminie lepiej nadają się dziesięciolatki (8-proc. udział w sprzedaży). Oprocentowanie emisji kwietniowej w pierwszym roku wynosi 2,7 proc. W kolejnych latach również jest powiązane ze wskaźnikiem inflacji, do którego dodaje się marżę w wysokości 1,25 proc. Co istotne, odsetki co roku są dopisywane do kapitału, co zwiększa efektywność inwestycji (odsetki od czterolatek są wypłacane właścicielowi papieru po każdym pełnym roku oszczędzania).

W ofercie Ministerstwa Finansów są jeszcze dwulatki ze stałą stawką 2 proc. rocznie i trzylatki z oprocentowaniem 2,1 proc. w skali roku w ciągu pierwszych sześciu miesięcy. W kolejnych latach odsetki będą równe WIBOR 6M (jest to półroczna stopa procentowa, po jakiej banki udzielają sobie pożyczek). Atrakcyjniejsze od standardowych są obligacje rodzinne (sześcio- oraz 12-letnie), ale mogą je kupować tylko beneficjenci programu 500+.

Formalności związane z zakupem papierów oszczędnościowych są proste. Można to zrobić na przykład przez internet albo w placówce PKO BP (ewentualnie w biurze maklerskim tego banku). Termin wykupu obligacji (np. za dziesięć lat w przypadku papierów dziesięcioletnich) nie powinien nas przerażać. W razie potrzeby dowolną liczbę papierów można zgłosić do przedterminowego wykupu, płacąc za tę operację 70 gr od sztuki (przy dziesięciolatkach opłata wynosi 2 zł, przy trzymiesięcznych opłaty nie ma, ale traci się odsetki; opłata nie może przekroczyć naliczonych odsetek).

Bez powiązania z sytuacją na rynku

Niestety, ustalając oprocentowanie papierów oszczędnościowych, resort finansów jak dotąd w niewielkim stopniu odnosi się do tego, co się dzieje na rynku. Stopy procentowe od jesieni ubiegłego roku wzrosły z 0,1 do 4,5 proc. w kwietniu (było już siedem podwyżek). Bardzo wyraźnie zwiększyła się rentowność polskich obligacji skarbowych notowanych na giełdzie. W połowie kwietnia wynosiła 5–6 proc. Na tym tle oferta obligacji oszczędnościowych wygląda marnie.

Minister finansów dostosowuje proponowane przez siebie stawki raczej do tych obowiązujących w bankach. A oprocentowanie depozytów terminowych wyraźnie odbiega od oprocentowania na rynku międzybankowym. W połowie kwietnia tego roku sześciomiesięczna stawka WIBOR przekraczała 5,7 proc.

Pod koniec marca uwagę na zbyt dużą rozbieżność między oprocentowaniem lokat a stopami rynkowymi zwróciła Komisja Nadzoru Finansowego. Jej zdaniem banki powinny uatrakcyjnić swoje oferty. Problemem jest także rozdźwięk między stawkami dla lokat i dla kredytów; te drugie rosną w dużo większym stopniu.

Czas na odważniejsze decyzje

W takiej sytuacji oszczędzającym, którzy chcieliby zachować realną wartość swoich pieniędzy (co przy wysokiej inflacji jest niełatwym zadaniem), pozostaje wyjście poza najprostsze sposoby lokowania kapitału. Nie chodzi o całkowitą rezygnację z lokat bankowych i obligacji detalicznych, lecz o większe zróżnicowanie portfeli. Dotyczy to zwłaszcza tej części oszczędności, które gromadzimy na bliżej nieokreśloną przyszłość, na przykład na emeryturę czy jako zabezpieczenie na wypadek nieprzewidzianych zdarzeń.

Osoby lepiej zorientowane w finansach mogą na przykład kupić obligacje skarbowe notowane na rynku Catalyst (trzeba mieć rachunek maklerski). Bardzo duża jest oferta funduszy inwestycyjnych. Za ich pośrednictwem można lokować pieniądze zarówno w akcje, obligacje, jak i np. na rynku złota czy w inne surowce. Co więcej, dają one również dostęp do rynków zagranicznych.

Takie inwestycje są dużo bardziej ryzykowne niż lokaty czy papiery oszczędnościowe. Bank i minister finansów z pewnością wypłacą odsetki, tyle że nie wystarczą one na pokrycie „strat" wynikających z inflacji. Wyniki funduszy są natomiast zmienne, o czym teraz mogą się przekonać choćby posiadacze jednostek funduszy dłużnych notujących spore straty. Choć z drugiej strony mocno przecenione jednostki mogą być atrakcją dla kupujących (o inwestowaniu piszemy w kolejnych tekstach w dodatku).

Rozwiązania na dłuższą metę

Różne formy lokowania kapitału są dostępne w postaci IKE i IKZE. I przynajmniej część pieniędzy (najlepiej do wysokości rocznych limitów) powinniśmy odkładać właśnie na takich kontach. Podstawowy powód to możliwość zainkasowania korzyści podatkowych. Ale ważne są też inne zalety kont emerytalnych. Mając je, łatwiej się zmobilizować do systematycznych wpłat. A z drugiej strony konstrukcja umów zniechęca do podejmowania pieniędzy przed osiągnięciem wieku emerytalnego.

Kto może, powinien oszczędzać w PPK (pracownicze plany kapitałowe). Tutaj atrakcją jest to, że część składek, oprócz pracowników, przekazują pracodawcy. A dodatkowo można liczyć na dopłaty z państwowej kasy. W sumie nawet w nie najlepszej sytuacji rynkowej opłacalność takiej inwestycji jest niezła.

Podstawa to dywersyfikacja

Nie warto stawiać na jedną kartę

Żeby rozproszyć ryzyko związane z lokowaniem oszczędności, nie możemy ograniczać się do jednej, dwóch form pomnażania kapitału. W naszym portfelu oprócz lokat czy obligacji powinny się znaleźć również akcje (z warszawskiej giełdy, ale też rynków zagranicznych), złoto, waluty obce, może także nieruchomości czy np. dzieła sztuki. Jeśli będziemy oceniać taki portfel jako całość, to ewentualna strata np. z części akcyjnej może być zrekompensowana zyskami osiągniętymi np. na rynku złota. Najprostszym sposobem na zdywersyfikowanie portfela jest skorzystanie z oferty funduszy inwestycyjnych.

Inwestycje
Michał Krajczewski BM BNP Paribas: Jest potencjał do zwyżek na GPW, ale nie w takim szybkim tempie
Inwestycje
Nadzieje na przebudzenie Europy nie będą płonne?
Inwestycje
Sobiesław Kozłowski, Noble Securities: Silny złoty wspiera WIG20. Czy będzie nowy rekord?
Inwestycje
Piotr Kaźmierkiewicz, BM Pekao: Na GPW wciąż jest przestrzeń do wzrostów
Inwestycje
Michał Stajniak, XTB: Korekta złota mimo niepewności
Inwestycje
Emil Łobodziński, BM PKO BP: Teraz bardziej GPW niż Wall Street