Większość współczesnych sposobów analizy wykresów działa w oparciu o teorię zaprezentowaną przed ponad 100 laty przez Charlesa Dowa, czyli przez twórcę jednego z najpopularniejszych indeksów giełdowych - Dow Jones Industrial Average. Obecnie technicy mają znacznie bardziej ułatwioną pracę niż ich koledzy jeszcze kilkanaście lat temu. Na rynku jest bowiem dużo różnych programów komputerowych, a w internecie odpowiednich danych, które w mgnieniu oka pozwalają tworzyć i aktualizować wykresy.
Mając wykres na ekranie komputera, można rozpocząć jego analizę. Podstawową rzeczą jest zdefiniowanie trendu, czyli kierunku, w jakim zmierzają ceny. Według Dowa, z trendem wzrostowym mamy do czynienia, gdy kolejne szczyty i dołki kształtują się na coraz wyższych poziomach. Odwrotnie jest w trendach spadkowych. Jeżeli natomiast trudno wyznaczyć jakąś dominującą tendencję i przez pewien czas szczyty i dołki znajdują się mniej więcej w tym samym obszarze, mówi się o braku trendu lub trendzie bocznym. Jedna z najważniejszych zasad analizy technicznej mówi, że trend jest kontynuowany, dopóki nie pojawią się definitywne oznaki jego odwrotu. Oznacza to dokładnie tyle, że jeżeli notowania rosną, to lepiej założyć, że tendencja ta będzie trwała. To samo dotyczy spadków. Tymczasem spora część inwestorów działa zupełnie odwrotnie. Duża przecena działa jak magnes, szczególnie na niedoświadczonych inwestorów. Próba dokładnego trafienia w dołek, określana jako łapanie spadającego noża, czasami się udaje, ale stosowana nagminnie kończy się zazwyczaj tym, że "nóż ucina chciwe ręce". Oprócz wykresów cen, analitycy używają także wielu wskaźników budowanych w oparciu o ceny oraz wolumen. Te narzędzia pozwalają im ocenić siłę i etap trendu.
Polecana lektura:
"Analiza techniczna rynków finansowych" - John J. Murphy