Tegoroczna edycja konkursu Forex BossaFX pokazała, jak trudnego wyzwania podejmują się inwestorzy próbujący swoich sił na rynku walutowym. Aż 73 proc. uczestników rankingu głównego (inwestowanie kwoty 1000 zł) zakończyło rywalizację ze stratą. W rankingu VIP (kwota 10 000 zł) odsetek przegranych był niewiele niższy i wyniósł 67 proc. Potwierdziły się zatem „czarne" statystyki Komisji Nadzoru Finansowego, według których w 2011 r. aż 82 proc. uczestników rynku zakończyło rok na minusie. Warto z tych liczb wyciągnąć kilka ważnych wniosków i postarać się, by ten nadchodzący rok, nie był już tak obfity w foreksowych bankrutów.
Blask zwycięzcy
Dlaczego, pomimo tak dużego odsetka przegrywających, forex wciąż cieszy się ogromną popularnością, a liczba brokerów rośnie jak grzyby po deszczu? Bo rynek ten daje nadzieje na sowite zyski, przy zaangażowaniu niewielkiego kapitału. Nikt nie patrzy na przegranych. Liczą się zwycięzcy, a ci mogą pochwalić się wynikami, które zawstydzą niejednego zarządzającego funduszu.
Zwycięzca rankingu głównego Forex BossaFX Roman Smolak (pseudonim Hydrofor), zarobił w ciągu pięciu tygodni 1480 proc. Przekładając to na realne kwoty, z 1000 zł „wycisnął" prawie 15 000 zł. W udzielonym „Parkietowi" wywiadzie zdradził, że kluczem do sukcesu było konsekwentne zamykanie pozycji przynoszących zyski (używał zlecenia typu stop podążający).
Jeszcze większe wrażenie robią wyniki Filipa (pseudonim konkursowy), uczestnika rankingu VIP. W?najlepszym momencie, czyli po trzech tygodniach rywalizacji, miał on na koncie prawie 450 000 zł, zaczynając od kwoty 10 000 zł. Na konferencji Profesjonalny Inwestor Filip przyznał, że jego przygoda z foreksem trwa od roku i na co dzień osiąga on równie dobre wyniki. Nie boi się ryzykować i ufa swojej intuicji.
Kopiuj, wklej
Skoro inni osiągają tak zawrotne zyski, to można dojść do wniosku, że ten foreksowy diabeł wcale nie jest taki straszny, jak go malują. Jest to jednak zbyt pochopna dedukcja. Nie każdy bowiem, tak jak Roman Smolak, potrafi utrzymać dyscyplinę i konsekwentnie działać według przyjętych zasad. Nie każdy wytrzymałby psychicznie obsunięcie kapitału rzędu 400 000 zł, które przytrafiło się Filipowi w czwartym tygodniu konkursu. Diabeł nie tkwi więc w samym rynku, ale w głowie i umiejętnościach inwestora.