Dopasowanie rodzaju inwestycji do aktualnej sytuacji na rynku nawet profesjonalistom sprawia problemy. Świadczą o tym bardzo słabe wyniki niektórych funduszy aktywnej alokacji czy absolutnej stopy zwrotu, czyli produktów, które teoretycznie powinny zarabiać w każdych warunkach. Poza tym, jak zauważają eksperci, większość inwestorów indywidualnych wpłaca środki do danych funduszy w najmniej odpowiednich momentach, czyli wtedy, kiedy potencjał wzrostu na określonym rynku już się wyczerpał.
Zdaniem Sebastiana Buczka, prezesa Quercus TFI, warto trzymać się prostej reguły – unikać tego, co bardzo podrożało, i rozważać inwestowanie w to, co zostało mocno przecenione.
Jednak zastosowanie w praktyce tej zasady nie jest łatwe. Bardzo trudno jest bowiem inwestorom przełamać się i lokować oszczędności w akcje w momencie, kiedy są one tanie, a gospodarka „szoruje po dnie". Dużo łatwej jest im wybrać fundusz, który może się pochwalić dobrymi wynikami za ostatnie kwartały.
Błędy inwestorów
– Najczęstszym błędem osób, które lokują pieniądze poprzez fundusze, jest zbytnia wiara w powtórzenie historycznych stóp zwrotu, a także potrzeba psychicznego komfortu w momencie podejmowania decyzji o zakupie jednostek – mówi Łukasz Bugaj, analityk z Domu Maklerskiego BOŚ.
Dlatego mniej doświadczeni inwestorzy zwykle decydują się na fundusz o strategii, która w ostatnim czasie przyniosła najlepsze rezultaty. Jest to błąd. Tak było w 2007 i 2008 roku – tuż przed krachem na giełdzie, kiedy środki szerokim strumieniem płynęły do funduszy akcji. I tak jest teraz, kiedy największe wpłaty są notowane do funduszy dłużnych, które w ubiegłym roku pokazały nawet dwucyfrowe zyski, chociaż hossa na obligacjach już się skończyła.