Pallad jest chyba największym bohaterem ostatnich miesięcy na rynku metali szlachetnych. Od początku roku jego cena wzrosła o ponad 30 proc. Co stoi za tym ruchem?
Pallad faktycznie jest największym wygranym na rynku metali szlachetnych, ale ma to też swoje uzasadnienie. Na tym rynku mamy do czynienia z bardzo dużym deficytem. W przypadku innych metali szlachetnych, takich jak złoto, srebro czy też platyna, wciąż mamy wyraźną nadpodaż. W przypadku palladu od kilku lat mamy natomiast deficyt, a dodatkowo dość wyraźnie rośnie popyt. Ten metal jest w specyfikacji podobny do platyny, co oznacza, że jest wykorzystywany przede wszystkim w przemyśle samochodowym. Służy do budowy katalizatorów w silnikach benzynowych. Wiele lat temu sektor ten przerzucił się z platyny na pallad z racji tego, że było to tańsze rozwiązanie. Cały czas rośnie popyt na silniki benzynowe, co oznacza większe zapotrzebowanie na pallad. Stąd też dość duży deficyt na tym rynku. Dodatkowo w ostatnich kilku miesiącach pojawił się popyt inwestycyjny na tym rynku. Tego metalu jest bardzo mało, obroty są niskie, więc spekulantom łatwiej jest ruszyć ceną. Biorąc pod uwagę sytuację fundamentalną, to wydaje się, że trend wzrostowy na rynku palladu się utrzyma, no, chyba że mielibyśmy totalne załamanie na rynku samochodowym. W przypadku Chin pojawiają się już sygnały mówiące o spadku sprzedaży samochodów, ale to nie rusza rynkiem palladu.
Czyli ostatnie spadki, które obserwowaliśmy na rynku palladu, to po prostu zwykła korekta?
Tak. W tym roku już mieliśmy zresztą dość sporą korektę palladu, gdyż – tak jak wspominałem – tym rynkiem jest zdecydowanie łatwiej poruszyć. Wystarczy, że duży inwestor zdecyduje się na realizację zysków i dochodzi do spadków. Takie sytuacje raczej rozpatrywałbym jednak w kategorii szans na to, aby podłączyć się do trendu wzrostowego. Generalnie uważam bowiem, że metale szlachetne będą zyskiwać w najbliższych miesiącach.