To tylko zawieszenie broni, a nie rozejm

Gościem Grzegorza Siemionczyka w środowym programie „Prosto z parkietu” był Przemysław Kwiecień, główny ekonomista X-Trade Brokers.

Publikacja: 15.01.2020 17:58

To tylko zawieszenie broni, a nie rozejm

Foto: parkiet.com

Od grudnia na rynkach finansowych utrzymują się szampańskie nastroje. Tanieją obligacje skarbowe, drożeją akcje na Wall Street, zyskuje też złoty. Wydaje się, że to głównie efekt nadziei związanych z porozumieniem handlowym między Chinami a USA.

Nastroje są dobre od wielu miesięcy, w zasadzie od sierpnia ub.r. To zbiegło się w czasie z pompowaniem balonika oczekiwań przed podpisaniem porozumienia handlowego między USA a Chinami, ale też ze zmianą kierunku polityki pieniężnej przez Fed. Wydaje mi się, że ten drugi czynnik ma większe znaczenie. Wystarczy spojrzeć na to, jak zmieniła się suma bilansowa Fedu od jesieni, aby zrozumieć, dlaczego tak bardzo zyskały na wartości aktywa, na które popyt rośnie w okresach podwyższonego apetytu na ryzyko. Na niektórych rynkach zwyżki były kosmiczne. Dotyczy to np. akcji amerykańskich spółek technologicznych. A wracając do porozumienia USA z Chinami, to oczywiście z punktu widzenia globalnej gospodarki lepszy scenariusz niż dalsza eskalacja konfliktu handlowego. Ale trzeba pamiętać, że to jest w zasadzie zawieszenie broni, a nie koniec tego konfliktu. Do tego można mieć wątpliwości, czy to nie jest tylko taktyczne zagranie stron. Prezydent USA Donald Trump chce utrzymać dobrą koniunkturę na rynkach do wyborów w listopadzie, gdy będzie się starał o reelekcję.

Nie wierzysz w to, że po pierwszej fazie porozumienia przyjdzie czas na drugą i z czasem stosunki handlowe między USA a Chinami wrócą do stanu sprzed prezydentury Trumpa?

Mam co do tego duże wątpliwości. Interesy obu tych mocarstw są rozbieżne, nie widać powodu, aby miały ze sobą blisko współpracować. Żadne nie będzie chciało zwiększać przewagi przeciwnika. Z punktu widzenia USA płynna współpraca w zasadzie oznaczałaby przegraną. Chiny nadal goniłyby gospodarczo USA, a to oznaczałoby wzrost chińskich wydatków zbrojeniowych relatywnie do amerykańskich. Wydaje mi się, że administracja Trumpa chce po prostu wyciszyć ten konflikt do wyborów. Obecne porozumienie nie cofa wprowadzonych dotąd ceł. Zmniejsza jedynie skalę ostatniej rundy podwyżek ceł.

Jeśli, jak powiedziałeś, dobre nastroje na rynkach finansowych to głównie pokłosie łagodnej polityki pieniężnej Fedu, to rozumiem, że mogą się one utrzymać jeszcze długo? Wszystko wskazuje na to, że jeśli Fed miałby coś zmieniać w polityce pieniężnej, to raczej znów ją poluzuje.

Moim zdaniem w tym roku polityka pieniężna Fedu się nie zmieni, pozostanie sprzyjająca z perspektywy rynków. To jednak nie jest gwarancją tego, że dobre nastroje się utrzymają. Rynek bardzo optymistycznie ocenia perspektywy globalnej gospodarki oraz wyników spółek. W przypadku firm amerykańskich prognozy analityków zakładają, że zarówno w tym, jak i w przyszłym roku zysk na akcje będzie rósł w dwucyfrowym tempie. To jest optymistyczne założenie.

Na grudniowym posiedzeniu Fed faktycznie sygnalizował, że stopy procentowe w USA w tym roku pozostaną bez zmian. Inwestorzy w to nie uwierzyli. W kontraktach terminowych na główną stopę Fedu wyceniana była co najmniej jedna jej obniżka w 2020 r. Później pojawiły się rozczarowujące dane z amerykańskiego rynku pracy, które zdają się uzasadniać takie oczekiwania.

Wydaje mi się, że poprzeczka do jakiejkolwiek zmiany stóp procentowych jest zawieszona wysoko. Fed nie będzie się z taką decyzją spieszył. Moim zdaniem obecna stabilizacja koniunktury na świecie okaże się nietrwała, ale będzie to widać dopiero w 2021 r. I wtedy wrócimy do tematu obniżek stóp w USA.

Miniony rok był bardzo udany dla inwestorów z rynku metali szlachetnych. Czy brak istotnych zmian polityki pieniężnej na świecie oraz odwilż w stosunkach handlowych USA i Chin doprowadzą do przeceny tych metali, szczególnie złota?

Wydaje mi się, że coraz więcej inwestorów patrzy na złoto jako swego rodzaju dodatek do portfela inwestycyjnego. Ze względu na to, że polityka pieniężna pozostaje na niezbadanych wodach, nigdy wcześniej tak nie wyglądała, nie sposób powiedzieć, jak to się skończy. Na razie na świecie inflacja jest niska, ale inwestorzy mogą się obawiać, że prędzej czy później puchnące bilanse banków centralnych doprowadzą do jej wzrostu. Albo zakończą się jakimś załamaniem na giełdach. To sprzyja popytowi na metale szlachetne – nie tylko złoto, ale też srebro i platynę – jako formę zabezpieczenia. Co więcej, do zakupów złota wróciły banki centralne z gospodarek wschodzących, w tym NBP. Rynek złota jest dość zrównoważony. Nowy gracz po stronie popytu, którym tym razem są banki centralne, wytrąca go z tej równowagi.

Niedawno na Twitterze zwracałeś jednak uwagę na to, że inwestycje w złoto nie dadzą już tak łatwo zarobić, jak w 2019 r., i będzie trzeba lepiej dobierać moment wejścia.

Dobrze ilustrują to notowania złota z ostatnich dni. Napływ kapitału na rynek złota na fali przetasowań portfeli inwestycyjnych było widać na przełomie grudnia i stycznia. To jest zwykle dla rynku dobry omen. Ale zamieszki na Bliskim Wschodzie jeszcze zwiększyły ten napływ kapitału na już rozgrzany i wykupiony rynek. A to zwykle nie jest dobry moment na wchodzenie na rynek z myślą o inwestycji na dłuższy termin. Lepiej poczekać na lokalny dołek albo przynajmniej powrót do linii trendu. I z taką korektą mamy teraz właśnie do czynienia. Cena złota już jest o kilkadziesiąt dolarów niższa niż jeszcze tydzień temu, w apogeum zamieszek.

Wspomniałeś o tym, że na świecie inflacja jest niska. Nieco inaczej zaczyna wyglądać sytuacja w Polsce. W grudniu wzrost cen przyspieszył do 3,4 proc. Poprzednio inflacja była tak wysoka w 2012 r. Co dalej?

Inflacja jeszcze wzrośnie w I kwartale 2020 r., ale szczegółowe dane GUS dotyczące wzrostu cen w grudniu dla mnie są dość uspokajające. Nie było tak, że ceny niepokojąco rosły we wszystkich kategoriach towarów i usług, nie widać rozlewania się inflacji na całą gospodarkę. Ale ryzyko, że do tego dojdzie, wciąż istnieje. Początek tego roku to kumulacja podwyżek wielu cen. Przy dość mocnym popycie konsumpcyjnym i dużej podwyżce płacy minimalnej, to może prowadzić do rozprzestrzeniania się wzrostu cen.

Z drugiej strony polska gospodarka traci impet, słabnie popyt na pracę. Wyobrażasz sobie, żeby w takiej sytuacji doszło do spirali płacowo-cenowej?

To jest trudne pytanie. Popyt na pracę będzie zapewne słabł, a w związku z tym siła przetargowa pracowników też będzie malała. Ale to może nie być jeszcze widoczne w I połowie roku, gdy z kolei wzrost cen będzie największy. Może się zdarzyć tak, że przedsiębiorcy zgodzą się na podwyżki płac, zanim doświadczą osłabienia popytu konsumpcyjnego. Obecnie zakładam, że dynamika płac będzie podobna do ubiegłorocznej, na poziomie 7–8 proc. rok do roku.

Inwestycje
Kacper Nosarzewski, 4CF: W poszukiwaniu czarnych łabędzi
Inwestycje
Amerykańskie akcje większy zysk przynoszą w okresie od listopada do kwietnia
Inwestycje
Czy warto pozbywać się akcji w maju?
Inwestycje
Kamil Stolarski, Santander BM: Polskie akcje wciąż są nisko wyceniane
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO
Inwestycje
Emil Łobodziński, BM PKO BP: Na giełdach nie dzieje się nic złego
Inwestycje
Niemiecki DAX wraca do walki o 18 000 pkt