Ostatnie tygodnie przyniosły najpierw mocną przecenę na światowych giełdach, ale później doszło również do mocnego odbicia. Czy jest ono uzasadnione, a może to tylko cisza przed burzą?
Wydaje mi się, że nie będziemy mieli już do czynienia z takimi spadkami jak pod koniec lutego i na początku marca. Rynek wycenia obecnie, że odbicie gospodarcze po pandemii koronawirusa będzie miało kształt litery V. Amerykańskie indeksy odrobiły już połowę strat poniesionych podczas fali przeceny. Indeks S&P 500 jest blisko poziomu 2800 pkt i jeśli tak dalej pójdzie, to w perspektywie miesiąca może wrócić w okolice historycznych szczytów. Inwestorzy cieszą się z tego, że pojawia się perspektywa stopniowego otwierania gospodarek. O ile bowiem w ostatnich tygodniach wszystko skupiało się wokół zdrowia obywateli, o tyle teraz coraz głośniej mówi się o tym, że mało kto może sobie pozwolić na dalsze utrzymywanie zamrożenia gospodarki. Stany Zjednoczone dają jasno do zrozumienia, że maj może być przełomowym okresem, jeśli chodzi o podejście do gospodarki w czasach pandemii. Podobne sygnały płyną z innych gospodarek. Tak więc troska o dobro gospodarcze staje się coraz bardziej zauważalna.
Pytanie tylko, czy to zadowolenie inwestorów nie jest przypadkiem na wyrost.
Oczywiście istnieją uzasadnione wątpliwości, czy odbicie w gospodarkach faktycznie będzie miało kształt litery V i czy pandemia konorawirusa nie przyniesie jednak bardziej dotkliwych konsekwencji, a przez to też powrót do stanu wyjściowego nie zajmie więcej czasu. Jeśli faktycznie tak by się stało, zapewne zobaczylibyśmy kolejną falę wzrostu awersji do ryzyka na światowych rynkach. Marcowe minima mogłyby zostać pogłębione. Jeśli będziemy widzieli kolejną fale zachorowań, a ta zapewne pojawi się w momencie odmrażania gospodarek i wzrostu aktywności społeczeństwa, to wydaje się, że będziemy mieli do czynienia z dłuższym okresem niższej aktywności gospodarczej i wydłużoną drogą powrotu do stanu pierwotnego.