Od marcowego dołka notowania ethereum wzrosły o 100 proc. W tym samym czasie bitcoin podrożał o 79 proc., a XRP – o 63 proc. Z trójki największych kryptowalut to właśnie „dziecko" Vitalika Buterina najszybciej podnosi się po ostatnim załamaniu. Niewykluczone, że nie jest to tylko rynkowe „odbicie zdechłego kota", ale coś więcej. Sieć ethereum ostro szykuje się bowiem do przejścia na algorytm konsensusu Proof of Stake (POS). To fundamentalna zmiana technologiczna, która zdaniem niektórych analityków może sprzyjać wzrostowi wyceny kryptowaluty.
Zmiana z POW na POS
Zacznijmy od kilku wyjaśnień technologicznych. Otóż na razie ethereum, podobnie jak bitcoin i większość kryptowalut, działa na podstawie konsensusu Proof of Work (POW), czyli to „słynne" kopanie. By wydobyć nowe kryptowaluty, trzeba przedstawić tzw. dowód pracy, czyli w uproszczeniu – możliwie szybko zgadnąć liczbę z bardzo dużego przedziału. Jest to proces wymagający ogromnej mocy obliczeniowej, czyli specjalnych procesorów znanych jako „koparki", a także sporych nakładów energii, która te procesory musi zasilać. Z POW są dwa zasadnicze problemy – po pierwsze jest kapitało- i energochłonny, po drugie – jest dość wolny, przez co sieć nie osiąga przepustowości, która pozwalałby konkurować pod względem transferu wartości z takimi gigantami, jak Mastercard czy Visa.
Potencjalną receptą na bolączki związane z POW jest POS, czyli konsensus bazujący na tzw. dowodzie stawki. W tym podejściu nie ma żadnego kopania, matematycznych łamigłówek i dużych rachunków za prąd. – Zasadnicza różnica polega na tym, że przy POS należy zaprezentować liczbę posiadanych przez siebie monet (stawkę) i nasza „siła" w sieci determinowana jest właśnie przez odsetek monet do nas należących – tłumaczy w książce „ABC blockchaina" Krzysztof Bielecki. Dzięki temu każdy komputer ma tutaj równe szanse, a o nagrodzie, decyduje liczba posiadanych kryptowalut. – Walidacja i weryfikacja nowych bloków zawierających transakcje będzie wykonywana przez tzw. walidatorów bloków, którzy będą wybierani na podstawie ilości posiadanych przez nich jednostek kryptowaluty ether – wyjaśnia na blogu Binance Academy William M. Peaster. Owa ilość musi być jednak zablokowana na potrzeby walidacji (czyli przesłana na adres specjalnego smart kontraktu) i nie można z niej korzystać. Innymi słowy – walidator musi być gotowy „zamrozić" wymaganą stawkę, by móc uczestniczyć w całym procesie i partycypować w nagrodzie. Myślę, że można to porównać do lock-upu znanego z rynku akcji.
Szok podażowy
Po tym krótkim, uproszczonym opisie POS można się domyślać, że zamrażanie dużej ilości etherów będzie powodować ich zmniejszoną podaż dostępną w sieci. Niektórzy mówią wręcz o podażowym szoku. Zakładając, że popyt pozostanie niezmieniony, perspektywa wzrostu cen, przynajmniej w teorii, wydaje się całkiem realna. – W zależności od wysokości prowizji dla walidatorów od 3 do 5 proc., spodziewam się, że duża liczba uczestników sieci będzie gotowa do stakowania i „zamrożone" może zostać nawet 30 proc. całkowitej podaży etherów – mówił portalowi Cointelgraph.com Adam Cochran, partner w MetaCartel Ventures. I choć te kalkulacje traktowałbym bardziej jako myślenie życzeniowe, to jednak prowadzone właśnie testy pokazują, że chętnych do roli walidatorów w sieci ethereum nie brakuje.