W marcu przybyło prawie 30 tys. rachunków. Brokerzy mówią, że pozytywny trend widać też w kwietniu. Skąd ten nagły ruch?
Przyznam szczerze, że tak samo jak wielu analityków i obserwatorów rynków, nie wiem, skąd to się wzięło. Na pewno jest to zaskoczenie. Masowe wejście nowego klienta, bez doświadczenia, zwykle związane jest z długotrwałą albo chociaż kilkumiesięczną hossą. Teraz mamy do czynienia z zupełnie nową sytuacją. Po silnych spadkach na rynek wchodzi nowy, niedoświadczony inwestor. Można powiedzieć, że zachowuje się on „wytłumaczalnie". Zwykli ludzie kupują przecież rzeczy, kiedy są duże wyprzedaże. Na giełdzie jednak zazwyczaj tak nie jest. Mamy do czynienia z ciekawym zjawiskiem, o którym będziemy wiedzieli więcej za kilka albo kilkanaście miesięcy.
Rynek jednak kusi. Kursy wielu akcji mocno odbiły się po marcowej wyprzedaży, oprocentowanie lokat bankowych spada, niedługo będzie obowiązywało również niższe oprocentowanie obligacji skarbowych. Czy to może sprawić, że chętnych do tego, by spróbować sił na giełdzie, będzie wciąż przybywać?
Jeśli zwyżki, które rozpoczęły się w połowie marca, się utrzymają, to na pewno będą przyciągać nowych inwestorów. Jeżeli ci, którzy już pojawili się na rynku, relatywnie szybko i łatwo zarobią pieniądze, to będzie to działało również na tych bardziej konserwatywnych inwestorów. Zaczną się oni łamać i będą wchodzić na rynek. Oczywiście byłoby wspaniale, gdyby wszyscy zarobili, ale niestety rynek jest cykliczny. Poza tym na rynku zawsze jest niepewność. Dodatkowo teraz pojawiło się tyle nowych zmiennych i czynników, że nie radzą sobie z tym nawet eksperci. Dzisiaj nie wiemy, co dokładnie wydarzy się w gospodarce, jakie będzie bezrobocie czy też które firmy przetrwają. Dopiero kiedy kurz opadnie, będzie można przeprowadzać jakieś analizy i robić wyceny. Oczywiście teraz wyceny wielu przedsiębiorstw wyglądają atrakcyjnie, ale dzisiaj oglądamy pocztówkę z przeszłości. Nie mamy natomiast pojęcia, jakie będą wyniki, które niedługo się ukażą. Czy nowi inwestorzy są tego świadomi? Z mojego doświadczenia wynika, że nie mają oni o tym zielonego pojęcia. Na razie widzą, że zarabiają pieniądze, trafili superokazję i jest tanio. Nie ma w nich żadnych mechanizmów obronnych, na wypadek gdyby akcje spółki, które posiadają, zaczęły spadać. Obecne czasy charakteryzują się ponadprzeciętną zmiennością, która jest trudna do wykorzystania przez profesjonalistów. Tymczasem niedoświadczony inwestor, który do tej pory miał lokaty, wpada w świat, gdzie wartość portfela zmienia się z dnia na dzień nawet o kilkanaście procent. To jest fajne, dopóki się zarabia. Większość z nas jest jednak na to niegotowa.