Choć będziemy ją stosować już niedługo, to nadal bardzo mało jest publikacji, które tłumaczyłyby, jak fundamentalnie zmieni ona naszą rzeczywistość gospodarczą. Postaram się choć częściowo wypełnić tę lukę w niniejszym artykule.
Po co stworzono taksonomię?
Banki, fundusze, ubezpieczyciele od lat w coraz większym stopniu zajmują się zrównoważonymi finansami. Ma to dwie przyczyny. Po pierwsze, oczekują tego ich klienci. Coraz bardziej obchodzi ich, czy inwestowane przez nich oszczędności nie trafiają do spółek pogłębiających kryzys klimatyczny lub łamiących prawa człowieka. Po drugie, instytucje finansowe przeanalizowały ryzyka i doszły do wniosku, że niepowstrzymane zmiany klimatu niosą ze sobą wiele poważnych zagrożeń. Mogą one zaszkodzić nie tylko pojedynczym przedsiębiorstwom, ale też całym branżom i samemu systemowi finansowemu.
Kolejnym krokiem było coraz bardziej świadome kierowanie środków na finansowanie tych spółek i projektów, które są prowadzone w sposób zrównoważony. Samodzielne określanie kryteriów definiujących, co jest zrównoważone, a co nie, doprowadziło jednak do potężnego szumu informacyjnego na rynku. Po rozwiązanie tego problemu sektor finansów zwrócił się do regulatora. Można powiedzieć, że instytucje finansowe poprosiły Komisję Europejską, by stworzyła swego rodzaju Ecolabel dla sektora finansowego albo coś podobnego do klas energetycznych dla sprzętu AGD. Te unijne systemy oznaczeń produktów pozwalają każdemu klientowi zorientować się, czy interesujący go produkt spełnia określone kryteria.
Dla klienta detalicznego instytucji finansowej taksonomia będzie właśnie odpowiednikiem Ecolabel albo naklejek na lodówkach i pralkach z kolorowymi paskami informującymi, jak efektywny energetycznie jest dany sprzęt. Kupując jednostki uczestnictwa w odpowiednio oznaczonym funduszu inwestycyjnym, klient będzie wiedział, że zostaną one zainwestowane np. tylko w spółki, których działalność jest co najmniej w 80 procentach zgodna z taksonomią, czyli zrównoważona środowiskowo. A inny fundusz może inwestować w spółki, których działalność jest zgodna z taksonomią co najmniej w 50 lub 30 procentach. Albo biorąc udział w publicznej ofercie zielonych obligacji, inwestor będzie miał pewność, że pozyskane środki trafią na inwestycję w pełni zrównoważoną środowiskowo.
Taksonomia znacząco uprości komunikację na temat zagadnień ESG z klientami i doprowadzi do większej przejrzystości w tym zakresie. Pomoże ona także zwalczać inwestycyjny greenwashing, czyli udawanie, że dba się o zagadnienia środowiska naturalnego. Dziś, przy pełnej dowolności stosowanych kryteriów i oznaczeń, mogę prowadzić fundusz inwestujący w energetykę węglową i spółki paliwowe i nazwać go „zielonym" na podstawie własnych, choćby całkowicie abstrakcyjnych kryteriów. Za niespełna półtora roku takie pole do nadużyć zniknie.