Koszty związane z obniżką VAT od 1 lutego na większość produktów spożywczych obejmują zarówno dodatkowe wynagrodzenie pracowników w sklepach, którzy nawet dwie doby wcześniej zaczęli zmieniać ceny na półkach, głównie nocą. Do tego wynagrodzenie dla informatyków, którzy nocą przed 1 lutego musieli dokonać zmian w systemach. – Niektóre firmy nie były w stanie zdążyć do rana, więc otwarcie sklepów opóźniło się. To również oznacza dodatkowe straty w obrotach – mówi Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
Takie koszty musiały ponieść wszystkie firmy, wiele małych proporcjonalnie musiało zapłacić więcej, ponieważ na stałe nie utrzymują pracowników IT, a musieli ich nagle znaleźć w czasie, gdy to samo musiał zrobić cały handel spożywczy.
Samych sklepów jest ponad 90 tys., a produkty z listy objętej obniżką VAT z 5 proc. do zera sprzedaje znacznie więcej – samych warzywniaków jest ponad 7,5 tys., a sklepów piekarniczych kolejne 3 tys. Zmiany musiały wprowadzić także sklepy na stacjach benzynowych.
W sumie kosztowało to dziesiątki milionów złotych, które w tak trudnym okresie firmy mogły z powodzeniem przeznaczyć na coś innego. Tymczasem obniżka sprowadza się do zazwyczaj kilkudziesięciu groszy w stosunku do sytuacji sprzed 1 lutego, a nikt nie ma złudzeń, iż ceny będą dalej rosły.
– To pozorny ruch, a dla sklepów oznacza masę dodatkowej pracy choćby przy wymianie etykiet. Różnice w cenach są minimalne, czasami kilka groszy na produkcie – jak klienci mają to odczuć. Tym bardziej że większość cen i tak nie pamięta, może tylko dla wąskiej grupy produktów – mówi Ryszard Jaśkowski, prezes KZRSS Społem.