Niedawno zgłosił się do mnie pewien spekulant z Wrocławia, gdzie aktualnie kandyduję na senatora, z pretensją. Pretensję miał o tego "spekulanta". Pisałem bowiem przed paroma tygodniami, że należy nazywać się dumnie "spekulantem", a nie ukrywać pod kryptonimem "inwestor". A ów pan twierdził, że jest to określenie uwłaczające, poniżające, deprecjonujące i co tam jeszcze słownik synonimów podpowiada. I jest to sprawa - wbrew pozorom - ważna. Otóż chodzi o istotę nie tylko tego problemu - ale i wszystkich.
W stworzonej przez Lewicę nowomowie słowo "spekulant" ma odcień istotnie ujemny - aż do rozstrzelania za spekulację włącznie. Ale przecież my, spekulanci, nie tylko nie mamy obowiązku używać nowomowy - ale nawet nie wolno nam tego robić!!
Jeśli bowiem zaczniemy używać ICH języka - to jesteśmy na pozycji z góry przegranej.
Wyobraźmy sobie, że zaczniemy używać słowa "inwestor". I tak sobie inwestujemy, inwestujemy, inwestujemy, jednocześnie godząc się na to, że słowo "spekulant" jest złe, a spekulacja jest karygodna. Lewica nas toleruje, tak samo, jak w latach 20. ubiegłego wieku tolerowała NEP: chodziło jej o to, by wredni kapitaliści naprodukowali tyle dóbr, by było co rozgrabiać... Gdy już naprodukowali - ukręcono NEP-manom łby.
I to samo nastąpi dzisiaj - to znaczy: po 1 Maja, gdy tryumfująca Lewica zacznie się rozpychać po całej Europie. Może jeszcze poczeka, by nie spłoszyć Bułgarów, Rumunów, Turków i Izraelitów - a może nie poczeka. Nie wiem.