W ocenie ekspertów, najbardziej ucierpi Tajlandia, której wybrzeża wysokie na trzy piętra fale zalały akurat w trakcie turystycznych żniw. - Groźba kolejnych zniszczeń odstraszy turystów na kilka tygodni - twierdzi Arjuna Mahedran z oddziału Credit Suisse w Singapurze, cytowany przez Bloomberga. Touroperatorzy z Europy i USA ściągają urlopowiczów ewakuowanych z popularnej wyspy Phuket i okolic. Wielu odwołało też wszystkie planowane do końca roku wyloty w ten rejon.
Mahedran uważa, że niedzielny kataklizm odbierze do pół procent z przyszłorocznego wzrostu gospodarczego Tajlandii. Przemysł turystyczny odpowiada za 6% PKB tego kraju, a dwie piąte dochodów sektora pochodzi właśnie z rejonu nawiedzonego przez fale żywiołu.
Woda zalała też wybrzeża Sri Lanki, Indonezji, płd-zach. Indii, Malezji i wyspy Malediwów. Tam także sporządza się bilans strat. - Nie potrafimy jeszcze oszacować, ile straci gospodarka - ale na pewno będzie to znaczna kwota - mówił Doti Indrasanto z ministerstwa zdrowia Indonezji.
Według przedstawicieli towarzystwa reasekuracyjnego Swiss Re, roszczenia z tytułu ubezpieczeń po niedzielnym kataklizmie będą jednak znacznie mniejsze niż 27 mld USD, które poszkodowani zgłosili w wyniku działalności huraganów w rejonie Zatoki Meksykańskiej w lecie tego roku. W Azji Płd-Wsch. żywioł zniszczył głównie rejony, gdzie skupia się działalność turystyczna, nie zaś tereny z ciężką infrastrukturą czy duże miasta. Niektórzy eksperci oceniają, że odbudowa po zniszczeniach może dobiec końca już za pół roku, dlatego skutki tsunami nie będą dalekosiężne.
Na skutek doniesień z Azji na giełdach na całym świecie taniały wczoraj akcje spółek związanych z branżą turystyczną - touroperatorów (np. francuskiego Club Med o 1,2%) i linii lotniczych. Przeceniono też akcje firm reasekuracyjnych (m.in. Münich Re prawie o 2%).