Każdy z Państwa zna anegdotę o tym, jak w 1929 roku tuż przed Wielkim Krachem na giełdzie w Nowym Jorku, jeden z inwestorów podjął decyzję o sprzedaży akcji po tym, jak zagadnął go o jakąś ofertę publiczną pucybut. W różnych wersjach tej anegdoty pojawia się informacja, że był to Rockefeler, Rothschild lub ojciec braci Kennedych. O akcje zaś pytali pucybut, windziarz lub szofer.
Sens tej anegdoty jest dla wszystkich oczywisty. Decyzja o sprzedaży akcji została podjęta po tym, jak zaczęli się nimi interesować inwestorzy, znajdujący się bardzo nisko w (ówczesnej) strukturze społecznej. A morał? Każda z osób zajmujących się rynkiem kapitałowym próbuje zaklasyfikować kolejne interesujące się giełdą osoby do różnych kategorii społecznych. I określić, czy to już koniec wzrostów, i dalej nie będzie już nikogo, kto odkupi akcje. Czy też jeszcze trochę "paliwa" na rynek napłynie. Używa się także określenia "leszcze".
W dzisiejszych czasach zastosowanie prostych metod nie jest możliwe. Społeczeństwo nie ma już tak prostej i jednoznacznie uporządkowanej struktury jak 80 lat temu. Siła nabywcza pieniędzy napływających na rynek jest zaś coraz większa. Rynek też jest dużo bardziej skomplikowany. I co najważniejsze, źródło finansowania inwestycji jest coraz bardziej zróżnicowane.
Tam, gdzie nie można stosować prostych modeli, trzeba wykorzystywać narzędzia bardziej nadające się do opisu dużych struktur. Do analizy rynku kapitałowego coraz częściej stosowane są różne metody statystyczne. Analizowane jest - co zostało interesująco przedstawione dwa tygodnie temu w PARKIECIE - występowanie słów hossa, recesja czy wzrost gospodarczy w artykułach prasowych.
Analiza występowania poszczególnych określeń w artykułach prasowych ma jedną istotną wadę - wszystkie teksty przygotowywane są przez dziennikarzy i analityków. Stanowią oni dość hermetyczne grupy społeczne. Dlatego dużo bardziej interesująca powinna być analiza list dyskusyjnych. W szczególności - list dyskusyjnych poświęconych giełdzie papierów wartościowych.