Od pierwszej sesji na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie minęło ponad 15 lat. Od momentu, gdy na polskim parkiecie notowanych było zaledwie 5 spółek, przez rynek przetaczały się kolejno fale wzrostów i zniżek. Trzykrotnie już widzieliśmy, podczas hossy "dziewiczej", wzrostów z lat 1995-1997 i hossy "internetowej", jak indeksy giełdowe szybowały w górę, by później spaść z impetem. Wielu inwestorów mówi, że tym razem tak się nie stanie. Czy na pewno?
Trudne początki
Dla pionierów inwestowania na giełdzie pierwsze kilkanaście miesięcy jej funkcjonowania nie było okresem lekkim. Giełdę traktowano bardziej jak ciekawostkę niż miejsce, w którym można pomnażać pieniądze. Chętnych było na tyle niewielu, że do inwestowania na GPW zachęcać musiał sam prezes Wiesław Rozłucki. Także spółkom, których notowana była wówczas zaledwie garstka, nie wiodło się najlepiej. Warszawski Indeks Giełdowy (WIG), którego wartość bazową ustalono na 1000 punktów, w półtora roku spadł o niemal 40 procent. Osiągając latem 1992 roku wartość 635, zanotował - jak się później okazało - swoje historyczne minimum. Trzeba też pamiętać, że był to okres wyjątkowo wysokiej inflacji, a roczne oprocentowanie lokat bankowych osiągało nawet kilkadziesiąt procent. Cierpliwość tych, którzy jednak przetrwali, miała zostać już wkrótce sowicie wynagrodzona.
Poprawa sytuacji gospodarczej, jaka miała miejsce na początku lat 90., znalazła swoje odbicie także na warszawskim parkiecie. Eksplozja polskiej przedsiębiorczości, nastawienie na wolny rynek i sukcesy w zbijaniu galopującej inflacji spowodowały rozkręcenie koniunktury, a w konsekwencji także wzrost zainteresowania rynkiem papierów wartościowych.
A miało być tak pięknie...