"Złoty strzał" w Siódmy NFI zostanie osądzony

Złotym strzałem giełdowi inwestorzy określają śmiałe inwestycje, które przynoszą ogromne, spektakularne zyski. Wiele wskazuje na to, że takie zyski stały się udziałem osób związanych w przeszłości z Siódmym Narodowym Funduszem Inwestycyjnym. Prokuratura ocenia, że osiągnięto je, łamiąc prawo

Publikacja: 25.11.2006 08:00

Prokuratura Apelacyjna w Warszawie postawiła już pierwsze zarzuty - wynika z naszych informacji. - Zarzuty dotyczą ujawnienia i wykorzystania informacji poufnych. Status podejrzanego mają trzy osoby, które naruszyły art. 180 i 181 ustawy o obrocie instrumentami finansowymi - informuje nas Zbigniew Jaskólski, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej.

Dodaje, że wkrótce do sądu powinien trafić akt oskarżenia. O kogo i jakie konkretnie zdarzenia chodzi, prokuratura nie wyjaśnia. Swoimi informacjami dzieli się za to Grzegorz Wieczerzak, były prezes PZU Życie (posiadało akcje Siódmego NFI), który wiosną 2004 r. złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Pisał w nim o działaniu na szkodę funduszu oraz o wyprowadzaniu z niego pieniędzy przez ówczesnych wspólników białostockiej firmy BE4 (inwestor strategiczny "Siódemki").

Ponadto z uzyskanych przez "Parkiet" informacji wynika, że poza zarzutem ujawnienia i wykorzystania informacji poufnych, badana jest też sprawa działania na szkodź Siódmego NFI. Ten wątek prokuratura sprawdza w ramach innego śledztwa, związanego z ogółem spraw dotyczących nadużyć w PZU i PZU Życie (ich "bohaterem" jest głównie Grzegorz Wieczerzak).

Kupowali akcje, wiedząc,

po ile odsprzedadzą?

- Prokuratura postawiła zarzuty Piotrowi Adamczykowi (były prezes Siódmego NFI i mniejszościowy udziałowiec BE4 - przyp. red.) i Andrzejowi Wyglądale (radca prawny i jeden z największych udziałowców BE4 w latach 2003-2006, dawniej także przedstawiciel G. Wieczerzaka - przyp. red.). Obaj wykorzystywali informacje poufne i przyczynili się do wyprowadzenia z Siódmego NFI zgromadzonych tam pieniędzy. Trzecim podejrzanym jest pracownik banku BZ WBK, który mając informacje o planowanym przez fundusz wezwaniu na własne akcje (ogłoszonym przez "Siódemkę" w 2004 r. - przyp. red.) wykorzystał je do osiągnięcia własnych korzyści finansowych - twierdzi w rozmowie z "Parkietem" Grzegorz Wieczerzak. Dodaje, że BE4 we wniosku kredytowym, na podstawie którego w 2003 r. otrzymało z banku pieniądze na skup akcji Siódmego NFI, określiło dość dokładnie, po jakiej cenie fundusz będzie z powrotem nabywał te walory.

Przypomnijmy więc: BE4 skupowało akcje "Siódemki" w publicznych wezwaniach po 1,84 zł (październik 2003 r.) i po 2 zł (luty 2004 r.). Z kolei fundusz ogłosił w maju 2004 r., że będzie nabywał własne akcje po... 10 zł.

Obrona przez milczenie

Andrzej Wyglądała w rozmowie z "Parkietem" na temat oskarżeń Grzegorza Wieczerzaka z 2004 roku nie chciał się wypowiadać. Powiedział jedynie, że nie wie, co zostało wówczas złożone do prokuratury i czy jest jakiekolwiek postępowanie. Kiedy uzyskaliśmy z prokuratury informacje o zarzutach, dotyczących wykorzystania informacji poufnych, próbowaliśmy po raz kolejny skontaktować się z A. Wyglądałą. Jednak druga, wcześniej już umówiona, rozmowa nie odbyła się. Sekretarka A. Wyglądały powiedziała nam jedynie, że wszelkie kwestie związane z BE4 są objęte klauzulą poufności i że mecenas nie będzie z nami na ten temat rozmawiał.

Komentarza odmówił także były prezes "Siódemki" Piotr Adamczyk. - Te oskarżenia były i są nieprawdziwe. Nic więcej powiedzieć nie mogę - stwierdził.

Do chwili publikacji tekstu przedstawiciele BZ WBK nie zajęli stanowiska w sprawie ewentualnego wykorzystania informacji poufnej przez pracownika banku.

Inwestycja bez pudła

Z Krajowego Rejestru Sądowego wynika, że BE4 powstało na początku 2002 r. Wówczas nazywało się Thread Invest, a jego jedynymi udziałowcami byli Zenon Komar (postać doskonale znana na rynku kapitałowym, w latach 2003-2006 zasiadał w radzie nadzorczej Siódmego NFI) i firma Zutis. Rok później Thread Invest zmieniło nazwę i właścicieli. Zwiększył się także kapitał zakładowy. Wzrósł z 60 tys. do 9,12 mln zł. Po dokapitalizowaniu BE4 głównymi udziałowcami zostali Adam Michoń (miał 33 proc. udziałów) oraz Andrzej Wyglądała (30 proc.). Trzecim dużym udziałowcem była firma Hardenne (27 proc. udziałów), kontrolowana najprawdopodobniej przez Andrzeja Wyglądałę. A. Wyglądała w rozmowie z nami stwierdził jednak, że nie pamięta, jakie było jego zaangażowanie w Hardenne i czy miał większość udziałów.

Wśród właścicieli BE4 znalazł się także Piotr Adamczyk. Powiedział nam, że nie pamięta, ile objął udziałów. Zapewne mniej niż 10 proc. W przeciwnym razie zostałby wymieniony w KRS.

Jak się zarabia

Dzięki kapitałom własnym i uzyskanym z banku kredytom BE4 miała pieniądze na przeprowadzenie pierwszego wezwania do sprzedaży akcji Siódmego NFI. Ogłosiła je we wrześniu 2003 r. Chciała skupić 7,5 mln walorów (stanowiących 24,99 proc. kapitału i głosów na walnym zgromadzeniu) po 1,84 zł. Tymczasem aktywa netto funduszu przypadające na jedną akcję podane w bilansie na 30 czerwca 2003 r. (dane z raportu kwartalnego) wynosiły 2,64 zł.

Trzeba też pamiętać o powszechnie panującej wówczas ocenie analityków, którzy twierdzili, że wartość majątku narodowych funduszy inwestycyjnych jest wyższa niż wynikałoby to z ich bilansów. Wcześniej fundusze potworzyły bowiem bardzo duże - często, jak się okazywało w praktyce, zbyt duże - rezerwy na utratę wartości aktywów. Pozbywając się majątku, a wtedy już powszechnie NFI przystępowały do wyprzedaży (taka była też oficjalnie strategia "Siódemki"), uzyskiwały więcej pieniędzy niż wynikałoby to z wartości księgowej należących do nich udziałów czy akcji. Kolejne lata potwierdziły słuszność założeń analityków.

W tej sytuacji tym bardziej dziwi, dlaczego wzywający oferował o ponad 30 proc. mniej niż wynosiła wartość aktywów netto w przeliczeniu na akcję funduszu? - Cena zaproponowana przez BE4 uwzględnia dyskonto związane z kosztem pieniądza w czasie. Jest o 20 proc. wyższa od średniej ceny giełdowej z ostatnich 6 miesięcy - uzasadniał wówczas w wywiadzie dla "Parkietu" Adam Michoń prezes BE4. Wezwanie skończyło się pełnym sukcesem. Odpowiedzieli na nie główni akcjonariusze "Siódemki", czyli Skarb Państwa, Zachodni NFI oraz Sykstus (dawniej Unillo). BE4 za kupione akcje zapłaciło łącznie 13,8 mln zł.

Kolejne zakupy

Pod koniec stycznia 2004 r. BE4 ogłosiło kolejne wezwanie na akcje funduszu. Tym razem chciało kupić prawie 3 mln walorów (10,6 proc. kapitału). Zaoferowało 2 zł za papier. Aby przeprowadzić wezwanie BE4 zaciągnęło kolejny kredyt. Informując o swoich zamiarach wobec funduszu, inwestor zapewniał, że chce, aby "Siódemka" kontynuowała sprzedaż akcji i udziałów spółek portfelowych. Przedstawiciele BE4 nie mówili natomiast, co fundusz będzie robił ze zgromadzoną gotówką. - Musimy poprzestać na informacjach ujawnionych w warunkach wezwania. Na przedstawienie strategii przez zarząd NFI trzeba, moim zdaniem, jeszcze trochę poczekać - informował wówczas "Parkiet" Adam Michoń, prezes BE4. Wezwanie zakończyło się dużym sukcesem. BE4 kupiło 2,4 mln papierów. Akcje znowu sprzedawał Skarb Państwa. Zbył wszystkie papiery, czyli 0,5 mln sztuk.

Kto sprzedawał i dlaczego

Pomiędzy Siódmym NFI, Zachodnim NFI i Foksal NFI istniały wówczas bardzo silne powiązania krzyżowe (fundusze miały nawzajem duże pakiety swoich akcji). Każdy z nich posiadał również akcje własne. W efekcie - fundusze kontrolowały siebie nawzajem. W praktyce więc kontrolę mieli nad nimi ludzie zasiadający w radach nadzorczych i w zarządach funduszy.

Sieć powiązań obejmowała nie tylko powiązania kapitałowe, ale i personalne. Kilka miesięcy po wezwaniach BE4 na akcje "Siódemki" Grzegorz Wieczerzak (kilka lat wcześniej uznawany za inicjatora wrogiego przejęcia wymienionych trzech funduszy i "sprawcę" wyrwania się NFI spod czyjejkolwiek kontroli), oskarżył udziałowców białostockiej firmy o łamanie prawa. Zauważył, że gdy ogłoszono wezwanie, przewodniczącym rady nadzorczej Zachodniego NFI był Adam Michoń, a jej członkiem Andrzej Wyglądała. Zdaniem Grzegorza Wieczerzaka, firmę Sykstus finansował wówczas Siódmy NFI poprzez przedsiębiorstwo PZO Nieruchomości (tak Wieczerzak mówił m.in. w wywiadzie dla "Parkietu" z 17 lipca 2004 r.) W tym czasie "Siódemką" kierował zaś Piotr Adamczyk, mniejszościowy udziałowiec BE4 i były prezes tej spółki (kierował nią w 2002 r.).

Tajne umowy

dla wtajemniczonych

i niejasna rola

Skarbu Państwa

Dlaczego główni akcjonariusze sprzedali akcje Siódmego NFI firmie BE4, choć mieli pewnie świadomość, że oferowane ceny nie odpowiadają wartości aktywów funduszu?

Janusz Lazarowicz, ówczesny prezes Zachodniego NFI, w wywiadzie dla "Parkietu" udzielonym w sierpniu 2004 r. informował, że kierowany przez niego fundusz odpowiedział na wezwanie, gdyż wszystkie trzy powiązane ze sobą NFI podpisały tajne umowy w sprawie likwidacji powiązań krzyżowych. W umowach tych określono, że każdy fundusz odsprzeda posiadane akcje pozostałych dwóch NFI albo tym funduszom, albo podmiotom przez nie wskazanym. Według Janusza Lazarowicza, właśnie na tej podstawie Zachodni NFI sprzedał posiadane papiery "Siódemki" firmie BE4. Co więcej, w umowach były również określone ceny przyszłych transakcji. Co ciekawe, dotychczas fundusze nie poinformowały jednak oficjalnie, czy takie umowy rzeczywiście zostały podpisane i co w nich było.

Dlaczego Skarb Państwa również odpowiedział na wezwanie BE4, choć mógł spodziewać się, że jeśli Siódmy NFI pójdzie śladem innych funduszy i będzie skupował własne akcje, zaoferuje znacznie więcej niż białostocka firma? Odpowiedź jest prosta - twierdzą nasi informatorzy - najwyżsi urzędnicy ministerstwa byli zaangażowani w "rozsupłanie" powiązań krzyżowych między funduszami. Wcześniej zaś inspirowali i wspierali w nich (poprzez przedstawicieli Skarbu Państwa w radach nadzorczych NFI) zmiany personalne, których celem było pozbycie się ludzi wprowadzonych do funduszy przez Grzegorza Wieczerzaka (wówczas osadzony w areszcie w związku z tzw. aferą w PZU Życie; jednym z jej wątków jest sprawa NFI) i lojalnych wobec niego.

Odpowiedź ministerstwa na pytanie o sprzedaż akcji Siódmego NFI przytaczamy obok.

Fundusz wypłaca gotówkę

Zaledwie dwa miesiące po rozliczeniu ostatniego, drugiego, wezwania ogłoszonego przez BE4 zarząd "Siódemki" opowiedział się za redystrybucją zgromadzonej gotówki poprzez wezwanie na własne akcje i następnie umorzenie przejętych tak walorów (buy back). BE4 miało wówczas 47-proc. udział w kapitale funduszu. Jego zaangażowanie w ujęciu procentowym wzrosło, gdyż po drodze "Siódemka" umorzyła kupione dużo wcześniej własne akcje.

W maju 2004 r. walne zgromadzenie NFI podjęło decyzję o skupie 5,25 mln walorów (25 proc. kapitału) po 10 zł. W tym czasie wartość aktywów netto na akcję wynosiła już około 3,9 zł. Wokół tej wartości oscylował też giełdowy kurs. Z powodu wysokiej ceny w wezwaniu inwestorzy chcieli sprzedać zdecydowanie więcej akcji, niż fundusz zamierzał skupić. W efekcie zlecenia zredukowano o prawie 72 proc. Kilka tygodni po ujawnieniu planów dotyczących buy backu Grzegorz Wieczerzak złożył do prokuratury zawiadomienie o działaniu na szkodę funduszu oraz o wyprowadzaniu z niego pieniędzy m.in. przez Piotra Adamczyka, Andrzeja Wyglądałę i Adama Michonia. W wydanym komunikacie zarząd "Siódemki" oskarżenia ocenił jako gołosłowne i nieprawdziwe. Kilka tygodniu później Janusz Lazarowicz (również oskarżany przez byłego prezesa PZU Życie o działanie na szkodę Zachodniego NFI) w wywiadzie dla "Parkietu" powiedział, że Grzegorz Wieczerzak złożył do prokuratury zawiadomienie, gdyż kontrolowana przez niego spółka - Private Equity Poland - na początku 2003 r. straciła wpływy z zarządzania majątkiem Siódmego NFI, Foksal NFI i Zachodniego NFI (fundusze wypowiedziały jej wówczas umowy o zarządzanie). W ocenie Janusza Lazarowicza spowodowało to, że Grzegorz Wieczerzak stracił dochód netto w wysokości około 4 mln euro rocznie. Wieczerzak konsekwentnie wypierał się związków z Private Equity Poland. Całe zamieszanie media określały jako kłótnię w gronie dawnych wspólników, teraz poróżnionych i walczących o majątek wart nawet setki milionów złotych.

Zyski z buy backu

Na wezwanie NFI odpowiedziała między innymi... BE4. Zresztą to ona jako największy akcjonariusz funduszu zdecydowała na WZA, że "Siódemka" będzie skupować własne akcje. Była też największym beneficjentem operacji. Na zakup papierów NFI wydała w dwóch ogłoszonych przez siebie wez-waniach łącznie 18,6 mln zł. Tymczasem odpowiadając na ofertę funduszu i sprzedając 2,8 mln akcji uzyskała 28 mln zł. Poza gotówką miała jednak jeszcze do dyspozycji 7,1 mln akcji "Siódemki" o dużej wartości rynkowej.

BE4 zarabia i dzieli się z udziałowcami

W rachunku zysków i strat BE4 za 2004 rok wykazano zysk ze zbycia inwestycji (chodzi zapewne o sprzedaż akcji "Siódemki") w kwocie 22,8 mln zł. Był to jedyny istotny wpływ firmy w tym okresie. Dzięki niemu BE4 osiągnęło zysk netto w wysokości prawie 17,9 mln zł. Jak go podzielili wspólnicy? 13,9 mln zł przeznaczyli na wypłatę dywidendy, a 4 mln zł na kapitał zapasowy.

Z KRS wiadomo też, że pod koniec października 2004 r. sąd dokonał obniżenia kapitału zakładowego BE4 z 9,3 mln zł do 0,8 mln zł. Ile dokładnie pieniędzy zostało tą drogą przekazanych wspólnikom, nie udało się od nich dowiedzieć. Ze względu na liczbę posiadanych udziałów niewątpliwie na obu operacjach najwięcej zyskali Andrzej Wyglądała i Adam Michoń (bezpośrednio mieli po około 1/3 udziałów). W październiku 2004 r. BE4 nabyło dodatkowo 753 tys. akcji "Siódemki". Po ile i od kogo, spółka nie poinformowała. Nie ujawniła się też druga strona transakcji (sprzedany pakiet dawał mniej niż 5 proc. głosów). BE4 posiadane akcje funduszu (teraz już w sumie 7,9 mln sztuk) zaliczyło w bilansie do inwestycji krótkoterminowych, wyceniając je na 14,8 mln zł (na koniec 2004 i 2005 r.).

Fundusz płaci

po raz drugi

Na skupie własnych akcji nie zakończyła się dystrybucja gotówki przez NFI. W maju 2005 r. zarząd i rada nadzorcza Siódmego NFI (zdominowane przez BE4) poinformowały, że chcą przeznaczyć na dywidendę 11,5 mln zł (40 proc. zysku za poprzedni rok). Walne postanowiło jednak zwiększyć tę kwotę do 27,2 mln zł (95 proc. zysku). W rezultacie na jeden walor przypadło 1,73 zł. Ze względu na posiadany udział w akcjonariacie funduszu połowę pieniędzy przeznaczonych na dywidendę zainkasowało BE4. Z rachunku zysków i strat spółki za 2005 r. wynika, że przychody finansowe z dywidendy wyniosły łącznie 13,6 mln zł. W zasadzie były to jedyne istotne wpływy w tym czasie. Dzięki nim BE4 wykazało zysk netto w wysokości ponad 11 mln zł. Do dnia sporządzenia sprawozdania finansowego za 2005 r. wspólnicy nie podjęli decyzji o sposobie jego podziału. Z kolei pytani dziś o sposób rozliczenia zysku, milczą.

Kiedy przyszła pora

na sprzedaż BE4

Po wypłacaniu akcjonariuszom w sumie około 80 mln zł (buy back plus dywidenda; około 42 mln zł trafiło do BE4) Siódmy NFI nie zdecydował się na kolejne ruchy związane z redystrybucją gotówki. Jednym z powodów mogły być roszczenia zgłaszane przez Private Equity Poland, firmę, która domagała się wynagrodzenia za zarządzanie w przeszłości majątkiem funduszu (dopiero niedawno sąd arbitrażowy w całości je oddalił). Udziałowcy BE4 zdecydowali się zaś na sprzedaż firmy. Pod koniec października 2006 r. nabywcą wszystkich udziałów został poznański BB Investment (posiada m.in. akcje NFI Piast, ComputerLandu oraz Tella). Strony nie podały kwoty transakcji. Zasłaniają się klauzulą poufności, która - jak wynika z naszych informacji - została narzucona przez sprzedających. Można jedynie spekulować, że dotychczasowi wspólnicy BE4 za zbyte udziały otrzymali co najmniej tyle, ile wynosi wartość akcji Siódmego NFI, znajdujących się cały czas w jej portfelu (innych istotnych aktywów w nim nie ma). Dzień przed transakcją BE4 posiadało jeszcze 7,9 mln walorów funduszu. Jeżeli wycenić je według wartości aktywów netto przypadających na jedną akcję (3,97 zł na koniec drugiego kwartału tego roku), to były warte ponad 31 mln zł. W ostatnim etapie inwestycji w "Siódemkę" tyle do podziału mogli też uzyskać byli udziałowcy BE4, zgadzając się na sprzedaży tej spółki.

Warto jednak dodać, że tuż przed przejęciem BE4 przez BB Investment, białostocka spółka w transakcjach poza rynkiem regulowanym zbyła prawie 0,8 mln akcji "Siódemki" (dają 5,6 proc. głosów na WZA). W efekcie nowy udziałowiec przejął ponad 7 mln papierów NFI (prawie 50 proc.).

Ile zarobili wspólnicy BE4 - podsumujmy

Przejęcie w 2003 r. BE4 przez Andrzeja Wyglądałę, Adama Michonia i Piotra Adamczyka zapewne nie kosztowało dużo więcej niż wynosił wówczas kapitał zakładowy spółki (60 tys. zł). Nowi wspólnicy wkrótce podnieśli jego wartość do 9,3 mln zł. BE4 wydała na akcje NFI 18,6 mln zł. Odzyskała później około 42 mln zł z akcji i dywidendy od Siódmego NFI. Mogła spłacić kredyty, zwrócić udziałowcom pieniądze (obniżając kapitały własne) i jeszcze zostawała jej nadwyżka ponad 23 mln zł. No i zostały jej akcje Siódmego NFI oraz pozycja głównego akcjonariusza.

Jeśli chodzi o wspólników BE4, ich wspólne, maksymalne zaangażowanie finansowe w BE4 nie przekroczyło zapewne 10 mln zł. Dzięki przeprowadzonym przez spółkę operacjom zakupu i sprzedaży akcji "Siódemki" oraz pozyskanej od funduszu dywidendy, zyski BE4 w latach 2004-2005 wyniosły łącznie prawie 29 mln zł. Wspólnicy z tej kwoty uzyskali co najmniej 22,4 mln zł (obniżenie kapitałów BE4 i wypłata dywidendy z zysku za 2003 r.). Czy i jak podzielili zysk za 2004 r. oraz ile zarobili na sprzedaży spółki, nie wiemy. Możemy jednak przypuszczać, że było to co najmniej 30 mln zł. Jak z tego wynika, w ciągu trzech lat z przeprowadzonej inwestycji osiągnęli wpływy co najmniej pięciokrotnie przekraczające wartość zainwestowanych przez nich środków.

Andrzej Wyglądała nie chce mówić, dlaczego podjął decyzję o zbyciu udziałów BE4, tłumacząc, że umowa i sprawy związane ze spółką są objęte klauzulą poufności. O swoich motywach nie chciał też mówić Piotr Adamczyk. Teorię na ten temat ma za to autor wniosku do prokuratury. - Przesłuchania i toczące się postępowanie spowodowały, że udziałowcy BE4 postanowili czym prędzej zamknąć inwestycję - uważa Grzegorz Wieczerzak.

Co dalej z funduszem

Jakie cele strategiczne wobec BE4 ma nowy właściciel? - W przyszłości spółka zostanie zlikwidowana lub połączona z BB Investment - mówi Piotr Karmelita, nowy prezes BE4 i członek zarządu Siódmego NFI. Tymczasem BB Investment ogłosił wezwanie na akcje Siódmego NFI. Wzywający zamierza kupić prawie 2,3 mln akcji "Siódemki" (16 proc. ogółu walorów) po 4,8 zł. Jeżeli uda mu się zrealizować ten cel, to w sposób bezpośredni i pośredni przejmie kontrolę nad 66 proc. głosów na walnym zgromadzeniu. Zapisy będą przyjmowane od 30 listopada do 21 grudnia. Do faktycznego nabycia walorów dojdzie 28 grudnia. Dzień później planowane jest rozliczenie transakcji. Wszystko pod warunkiem, że Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wyda BB Investment zgodę na przejęcie kontroli nad "Siódemką". Inwestor strategiczny za pośrednictwem NFI chce realizować projekty charakterystyczne dla funduszy typu venture capital i private equity. Zarząd zamierza realizować inwestycje wzrostowe o zwiększonym ryzyku. Część z nich zostanie przeniesiona z BBI Capital, podmiotu zależnego od BB Investment.

Komentarz

Tomasz Furman

Parkiet

W tej walce reguły nie dla wszystkich były jednakowe

Przejęciu kontroli nad Siódmym NFI przez udziałowców BE4 towarzyszyły najprawdopodobniej liczne nieprawidłowości: te, o których wprost

mówi prokuratura, i te, które - jak tajne, znane tylko wtajemniczonym, umowy, czy nieformalne porozumienia - czekają dopiero na głębszą

analizę. Dobre pojęcie o nich dają nie tylko dzisiejsze informacje, ale także wypowiedzi Grzegorza Wieczerzaka, czy Janusza Lazarowicza, choćby te, które znalazły się w wywiadach udzielonych "Parkietowi" już w 2004 r. W tym kontekście dziwi, że tak niewiele w sprawie zrobił nadzór giełdowy.

Dziwi, że wspólnicy BE4 tak często zasłaniają się teraz niepamięcią lub klauzulą o poufności. Dziwią też tłumaczenia przedstawicieli Skarbu

Państwa, dotyczące sprzedaży akcji NFI po bardzo niskich cenach.

Czyżby Skarb Państwa, mimo przedstawicieli w radach nadzorczych, nie wiedział, ile jest wart majątek funduszy i na co się tam zanosi? A jeśli wiedział, to czemu nic nie zrobił i jak może sensownie bronić dziś swoich decyzji?

W tej rynkowej walce reguły gry nie były dla wszystkich jednakowe. To widać gołym okiem. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wygrali ci, którzy mieli wygrać.

Wyjaśnienia Skarbu Państwa

Dlaczego Skarb Państwa sprzedawał w wezwaniu akcje Siódmego NFI spółce BE4 po 1,84 zł i po 2 zł?

Skarb Państwa w chwili ogłoszenia we wrześniu 2003 r. wezwania przez białostocką firmę BE4 posiadał 9,05-proc. pakiet akcji funduszu. Niewielki udział Skarbu Państwa powodował ograniczenia w zakresie aktywnego sprawowania nadzoru właścicielskiego (...). Ponadto akcjonariusze Siódmego NFI do tego czasu nigdy nie odnieśli korzyści finansowych z tytułu zaangażowania kapitałowego w funduszu w postaci wypłaconej dywidendy.

Dlatego też, kiedy ukazało się wezwanie publiczne spółki BE4, nie było powodów, dla których Skarb Państwa nie miałby z niego skorzystać w celu wyjścia z funduszu.

Zwłaszcza że zgodnie ze stosowaną zasadą przy sprzedaży przez Skarb Państwa akcji spółek publicznych, cena za akcję nie powinna być niższa od średniej ceny rynkowej z ostatnich trzech miesięcy. Cena zaproponowana w wezwaniu na poziomie 1,84 zł była wyższa od średniej ceny rynkowej z ostatnich trzech miesięcy przed ogłoszeniem wezwania i jednocześnie odpowiadała ówczesnej cenie, po jakiej rynek wyceniał akcje funduszu. Dlatego też cena wezwania została uznana za satysfakcjonującą dla Skarbu Państwa.

Z uwagi jednak na nadsubskrypcję zleceń i konieczność dokonania redukcji Skarb Państwa nie zdołał zbyć całego posiadanego pakietu akcji i pozostał akcjonariuszem (funduszu - red.) posiadającym zaledwie 2,41-proc. udział w jego kapitale. Mając na uwadze powyższe, kolejne ogłoszone 26 stycznia 2006 r. przez spółkę BE4 wezwanie dawało Skarbowi Państwa szansę na całkowite wyjście z funduszu. Cena zaproponowana w tym wezwaniu na poziomie 2 zł za akcję była co prawda nieco niższa od ówczesnej ceny rynkowej, ale odpowiadała średniej cenie rynkowej z trzech miesięcy poprzedzających ogłoszenie wezwania.

Jednocześnie pragnę podkreślić, że w momencie podejmowania decyzji o całkowitym wyjściu przez Skarb Państwa z funduszu nic nie wskazywało na to, aby fundusz miał w niedługim czasie nabyć własne akcje i ogłosić w tym celu wezwanie z proponowaną ceną na poziomie 10 zł. Taka decyzja została podjęta na walnym zgromadzeniu funduszu, w którym Skarb Państwa, nie będąc już akcjonariuszem, nie uczestniczył.

Czy któryś z pracowników MSP poniósł jakiekolwiek konsekwencje w związku ze sprzedażą akcji Siódmego NFI po bardzo niskiej cenie?

Biorąc pod uwagę przedstawione powyżej informacje, transakcja zbycia przez Skarb Państwa akcji funduszu została przeprowadzona zgodnie z obowiązującymi zasadami po cenie adekwatnej do ówczesnej wartości rynkowej akcji funduszu i z tego względu nie ma powodów wyciągania konsekwencji w stosunku do pracowników merytorycznych MSP - zwłaszcza że ostateczna decyzja dotycząca zbycia przez Skarb Państwa akcji jakiejkolwiek spółki podejmowana jest przez ministra skarbu państwa. Ponadto sprzedaż nastąpiła w zgodzie z procedurami oraz ze strategią szybkiego wychodzenia ze spółek, w których Skarb Państwa posiadał niewielkie pakiety akcji.

Odpowiedzi udzielił Paweł Kozyra, rzecznik prasowy MSP.

Sejmowa komisja śledcza zbada przypadek Siódmego NFI i podobne

Czy sprawą BE4 i Siódmego NFI powinna się zająć komisja śledcza ds. narodowych funduszy inwestycyjnych, którą chcą jeszcze w tym roku powołać posłowie? Zdania polityków są podzielone. - Jeśli takie działania, jak opisywane przez "Parkiet", miały miejsce na skutek błędów w założeniach do programu powszechnej prywatyzacji (inaczej zwanego programem NFI - red.),

to jest to sprawa dla komisji. Ale jeśli chodzi wyłącznie o przestępstwa natury karnej, w tym korzystanie z poufnych danych, to jest to sprawa dla prokuratury i sądu, a nie dla posłów - ocenia Jan Wyrowiński, poseł PO, członek sejmowej komisji skarbu.

Wielu posłów nie ma jednak wątpliwości. - To z pewnością jest sprawa dla sejmowej komisji śledczej - mówi Tomasz Markowski z PiS, wiceprzewodniczący komisji skarbu. - I z pewnością posłowie się nią zajmą, podobnymi zresztą też - twierdzi. Markowski przypomina, że narodowe fundusze inwestycyjne są "kopalnią tego typu spraw".

Dlatego speckomisja musi być powołana jak najszybciej. Wiceszef sejmowej komisji skarbu widzi też potrzebę wezwania przed speckomisję ministrów skarbu i innych wysokich urzędników resortu, którzy kierowali ministerstwem w czasach, kiedy BE4 i podobne jej firmy zbijały kokosy na inwestycjach w NFI, w tym kupując ich akcje od Skarbu Państwa. Chodzi o ministrów Wiesława Kaczmarka, Piotra Czyżewskiego czy Zbigniewa Kaniewskiego oraz ich zastępców. - W przypadku NFI często dochodziło do skandalicznych transakcji i to przy biernym udziale Skarbu Państwa.

To trzeba wyjaśnić - podkreśla Tomasz Markowski.

Poseł PiS jest zdania, że komisja nie powinna badać NFI "na poziomie dużej ogólności". - Przeciwnie. Powinniśmy analizować konkretne sprawy, właśnie takie jak ta, którą opisuje "Parkiet". Badanie kolejnych takich przypadków pozwoli nam

odkryć mechanizmy rządzące na tym rynku - tłumaczy Markowski.

PiS nie podjęło jeszcze decyzji, którzy

posłowie zasiądą w nowej komisji śledczej. Prawdopodobnie będą to cztery osoby, dwóch prawników i dwóch ekonomistów.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego