Większość banków notowanych na warszawskiej giełdzie kontrolowana jest przez zagraniczne grupy finansowe. Naturalną rzeczą jest, że inwestorzy ci oddelegowują do pracy w Polsce swoich ludzi, aby pilnowali ich interesów. Coraz częściej jednak przedstawiciele zagranicznych inwestorów lądują nie tylko w radach nadzorczych i zarządach, ale zajmują też inne kluczowe stanowiska w bankach. I z roku na rok ich liczba rośnie.
Ryzyko pod kontrolą
Najliczniejsza jest irlandzka kolonia w Banku Zachodnim WBK. Obecnie w poznańsko-wrocławskim banku pracują 23 osoby z Allied Irish Banks (główny inwestor BZ WBK). Dodatkowo trzech przedstawicieli AIB zasiada w radzie tego banku. Irlandczycy pracują głównie w bankowości korporacyjnej, usługach skarbu i przy ocenianiu ryzyka kredytowego. Właśnie departamenty ryzyka kredytowego są najchętniej i najczęściej obsadzane przez zagranicznych inwestorów. Ma to swoje historyczne uzasadnienie. Gdy na początku obecnego dziesięciolecia polski sektor bankowy przeżywał olbrzymie problemy z rosnącym portfelem złych kredytów, do większości banków przysłano w charakterze ratowników właśnie zagranicznych speców od kredytów. I tak już zostało.
Doskonałym przykładem może być Kredyt Bank. Gdy w 2003 r. bank borykał się z nieregularnymi kredytami, wiceprezesem KB bezpośrednio odpowiedzialnym za ryzyko kredytowe został przedstawiciel KBC. Dziś w banku pracuje co prawda niespełna dziesięć osób oddelegowanych do Polski z belgijskiej grupy KBC, ale w dużej mierze to właśnie oni decydują o polityce kredytowej warszawskiego banku. Podobne rozwiązanie przyjęto w ING Banku Śląskim oraz w polskiej filii Fortisu, czyli jeszcze jednym banku, gdzie decyzje kredytowe znajdują się w rękach ludzi z Beneluksu. W tym ostatnim banku Belgowie stanowią równo połowę całego zarządu.
Zagraniczny desant