Aż tak ęle to nie jest. Faktycznie ogólna prawidłowość jest taka, że dużo więcej funduszy wygrywa z indeksem w czasie bessy, natomiast dużo trudniej jest wygrać na rynku rosnącym. Biorąc pod uwagę wspomniane ograniczenia, najważniejsza jest strategiczna decyzja, czy chce się stale przynosić stopy zwrotu zbliżone do indeksu (co de facto oznacza w dłuższej perspektywie, że osiągnie się stopy zwrotu nieco poniżej stopy zwrotu z indeksu), czy też chce się zaryzykować i dać sobie możliwość istotnego pokonania indeksu, ale zawsze kosztem ryzyka wystąpienia okresów słabych lub bardzo słabych. Każda z dróg ma swoich zagorzałych zwolenników i przeciwników. Istotne jednak jest to, by zrozumieć fundamentalne różnice i wybrać strategię, która nam odpowiada.
Z czego wynika to, że wiele funduszy akcyjnych nie jest w stanie utrzymać równej formy? W jednym roku należą do czołówki, w następnym są outsiderami.
To pytanie mogłoby posłużyć jako temat pracy doktorskiej. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka elementów. Po pierwsze, zastanówmy się, jaki powinien być fundusz, by zarówno w 2005 r., jak i w 2006 r. osiągnąć najlepsze rezultaty? Byłby to fundusz, który w krótkim okresie zmienia się z funduszu blue chip na fundusz małych i średnich spółek. W takim przypadku równa forma oznaczałaby więc szybkie przetasowanie przyjętej polityki inwestycyjnej w zależności od oceny rynku.
Jednak takie zmiany strategii niosą ze sobą duże ryzyko. Ktoś, mając na celu bycie najlepszym zarówno w 2005 r., jak i w 2006 r., mógłby przecież zrobić dokładnie odwrotnie: w 2005 r. zainwestować w małe spółki i skupić się na dużych w 2006 r. - rezultat byłby wtedy bardzo mizerny. Tak jak powiedziałem, chęć sprostania oczekiwaniom na osiąganie powtarzalnych rezultatów niezależnie od fazy, w jakiej znajduje się rynek, prowadzi do strategii quasi-pasywnej, czyli bliskiego odwzorowywania indeksu. Budowanie zaś portfela istotnie różniącego się od indeksu pociąga ryzyko słabszego wyniku szczególnie w krótszym horyzoncie czasowym, takim jak np. 1 rok. Pytanie, czy jest to aż tak istotne? Ważne jest, by w dłuższym okresie, np. 5-letnim, zyski przekraczające wzrost indeksu wystarczały z nawiązką na pokrycie relatywnych strat do indeksu z lat poprzednich.
Czy WIG jest więc dobrym punktem odniesienia dla oceny wyników funduszy?
Pamiętajmy jednak, że coraz większa część polskich funduszy działa na zasadzie inwestycji całkowicie niepowiązanych z rynkiem, który jest opisywany danym indeksem. Jeżeli fundusz, którego stopą odniesienia jest WIG, inwestuje w surowce czy spółki spoza warszawskiej giełdy, to mamy tu do czynienia nie tyle z aktywną strategią rynkową, ile raczej strategią pozabenchmarkową czy też strategią zysku bezwzględnego. W takim przypadku o sukcesie decyduje nie tyle właściwy dobór spółek czy timing, ile relatywna siła wybranego rynku (np. ropy, miedzi czy regionu geograficznego) względem rynku odniesienia (czyli w przypadku indeksu WIG-Polska).