Chyba każdy z nas, choć raz, miał okazję obejrzeć komedię, w której rozkapryszona żona z uporem godnym lepszej sprawy wydaje ciężko zarobione pieniądze swojego męża, traktując to jako sposób na życie. Finał tych działań w zależności od filmu jest różny. Od konfiskaty kart kredytowych po rozwód.
Śledząc ostatnie doniesienie prasowe i komunikaty Ministerstwa Skarbu Państwa można zauważać - o zgrozo - podobną sytuację w naszej gospodarce. Rolę majętnego męża gra KGHM. Rolę żony, wydającej na prawo i lewo jego pieniądze, gra (niestety bez szans na Oskara) MSP. Państwo posiada 44 proc. akcji giełdowej firmy, więc swoje prawa ma.
Szefowie resortu co jakiś czas wpadają na genialny plan wydania pieniędzy KGHM. Kilkanaście dni temu minister Jasiński deklarował, że byłoby bardzo dobrze, gdyby koncern odkupił od syndyka masy upadłościowej Swissair pakiet 25 proc. akcji Polskich Linii Lotniczych LOT. Co więcej, minister jest świadom tego, że taka transakcja wpłynie na obniżenie dywidendy dla akcjonariuszy KGHM. Nasz przewoźnik wart jest według pobieżnych szacunków około 2 mld zł. Czyli 25 proc. powinno kosztować około 500 mln zł. Zysk KGHM za ubiegły rok ma wynieść 3,4 mld zł. Transakcja wydaje się więc realna. Ale MSP idzie dalej. Teraz chce podobno odkupić od Zygmunta Solorza jego pakiet udziałów w ZE Pątnów-Adamów-Konin. Ten zakup może być jeszcze droższy.
Co przyniesie najbliższy czas? W jakiej spółce z udziałem Skarbu Państwa resort będzie chciał zwiększyć swoje udziały? Jest ich sporo, pytanie tylko, na ile zakupowych pomysłów wystarczy zysków KGHM.