We wtorek notowania za oceanem poprawiły się. Jednak tak samo, jak wcześniejsze zniżki nie wystarczały do odtrąbienia zmiany trendu, tak wtorkowy wzrost nie odsuwa zagrożenia utrzymaniem się gorszej koniunktury na dłużej. Ostatnie sesje potwierdzają tylko tyle, że amerykański parkiet ma kłopoty z kontynuacją rozpoczętego w połowie czerwca 2006 r. ruchu w górę. Otwarte jednak pozostaje pytanie, czy te problemy zaowocują mocniejszą przeceną, czy tylko przyniosą dłuższą stabilizację notowań, dla której obszar można wyznaczyć w rejonie 1420 pkt dla S&P 500. Pierwszym sprawdzianem będzie zachowanie tego indeksu na tej wysokości, ale ostateczne wnioski o wejściu amerykańskiego parkietu w mocniejszą korektę staną się uprawnione dopiero z chwilą przełamania styczniowego dołka, wypadającego przy 1410 pkt. W związku z tym, że obecnie występują wszystkie elementy charakterystyczne dla okresów przed rozpoczęciem lokalnych spadków w ostatnich 3 latach, nie ma powodów zakładać, że teraz uda się ich uniknąć. Sygnał sprzedaży na tygodniowym MACD jest kolejnym ostrzeżeniem przed pogor-

szeniem koniunktury. Wcześniej niepokojące sygnały stanowiły spadek zmienności, osiągnięcie przez 12-miesięczną zmianę S&P 500 poziomu 15 proc., a przez 3-miesięczną 10 proc., czy też oddalenie się indeksu od 12-miesięcznej średniej kroczącej o ponad 7 proc.

Potencjał wzrostowy wyczerpał się też na rynkach Starego Kontynentu. Przez ostatnie trzy miesiące indeks 50 największych europejskich firm - DJ Stoxx 50 - zyskał mniej niż 2 proc. Na wykresie widoczna jest wyraźna negatywna dywergencja, która dobrze spełnia swoją prognostyczną rolę. Dopóki nie dojdzie do zniżki indeksu poniżej grudniowej górki (3739 pkt), trzeba zakładać trudności z kontynuacją ruchu w górę. Gdy to się stanie, otrzymamy mocny sygnał zapowiadający znaczne pogorszenie nastrojów. O tym, że jest to bardzo realne informuje obecna na histogramie tygodniowego MACD negatywna dywergencja. To sytuacja podobna do tej z pierwszych miesięcy 2006 r.