Opublikowane ostatnio oficjalne dane potwierdziły rekordowy wzrost gospodarki Państwa Środka, który w ubiegłym roku ponownie przekroczył 10 proc. Nadwyżka handlowa Chin w całym 2006 r. zwiększyła się o 74 proc., do 177,5 mld USD, a rezerwy walutowe, rosnąc w tempie powyżej 30 proc. rocznie, przekroczyły już astronomiczną kwotę 1 biliona USD. Jednocześnie Ludowy Bank Chin nadal pozostaje integralną częścią Rady Państwa, a sztucznie kontrolowany kurs juana wzrósł w ubiegłym roku względem amerykańskiego dolara tylko o 3,4 proc. Tym samym gospodarka zachowała cechy centralnie planowanej, mimo że stała się najbardziej dynamiczną na świecie. Czy mamy do czynienia z nową jakością? A może w kolejnych latach czeka nas poważny kryzys o globalnym wymiarze, który zakończy ostatnie lata prosperity?
Niszczący, w pewnym sensie dumpingowy eksport z Chin jest niezaprzeczalnym faktem. Nie dziwią tym samym regularnie pojawiające się naciski ze strony polityków i władz monetarnych krajów uprzemysłowionych, które widzą w tym zagrożenie w postaci rosnącej globalnej nierównowagi w handlu, a także własnych interesów. Zalew tanimi chińskimi produktami, często będącymi kopiami zachodnich rozwiązań, staje się coraz bardziej widoczny. Władze Państwa Środka stały się jednak zakładnikami własnego sukcesu. Próba sztucznego utrzymywania mechanizmów znanych z centralnie planowanej gospodarki doprowadziła do sytuacji, w której tamtejszy rząd zaczął balansować na cienkiej linie. Świadomość ryzyka popełnienia błędu i związanych z tym skutków musi być dosyć duża. Ale co zrobić - pozostaje tylko powolne dozowanie koniecznej terapii, licząc, że nie dojdzie do poważniejszego wstrząsu. Mogłoby go wywołać wejście globalnej gospodarki w wyraźniejszą recesję w najbliższych latach, co doprowadziłoby do pewnego spadku popytu na chińskie produkty (one jednak zawsze wygrywają ceną) i spadkiem tempa zagranicznych inwestycji w Chinach (to jest bardziej realne). Wtedy mało wydolny system finansowy mógłby się zachwiać, a reperkusje tego faktu byłyby ogromne i nieporównywalne z kryzysami azjatyckimi w latach 90.
Oczywiście, świadomość wystąpienia takiego scenariusza może sprawić, że zawczasu zostaną opracowane awaryjne plany, które przynajmniej częściowo będą mogły temu zapobiec. Czy jednak swoista duma Chińczyków na to pozwoli? Przyjęcie sporej "pomocy" od państw zachodnich potwierdziłoby tylko słabość obecnego modelu politycznego i przyspieszyłoby zmiany w kierunku pełnej demokratyzacji i uwolnienia gospodarki. Nie odbyłoby się to jednak gładko i bez różnego rodzaju mniejszych czy większych perturbacji i "szoków".
Powyższe rozważania pokazują tym samym, że chińskie władze rzeczywiście znalazły się w sytuacji bez wyjścia i najlepszym dla nich rozwiązaniem będzie sukcesywne przyspieszanie działań, mających na celu liberalizację gospodarki, ale w takim stopniu, aby jednocześnie nie dopuścić do utrwalenia w niej negatywnych tendencji. Dopóki jednak polityczna gra będzie przeważać nad gospodarczym racjonalizmem, dopóty szanse na to nie będą zbyt duże.
Ostatnimi czasy tamtejsze władze coraz częściej zaczęły wykorzystywać jako polityczny arsenał fakt, że rezerwy walutowe przekroczyły już astronomiczną kwotę 1 biliona USD. Im więcej pojawia się próśb i gróźb (ze strony niektórych amerykańskich kongresmenów), tym częściej przedstawiciele Ludowego Banku Chin wspominają o konieczności dywersyfikacji dolarowych rezerw. Takie działanie podcięłoby kondycję amerykańskiej waluty i zmniejszyło napływ zagranicznych kapitałów do USA, które finansują ogromne zadłużenie tej największej światowej gospodarki.Na koniec powracamy tym samym do fundamentalnej kwestii, która, jak pokazały ostatnie tygodnie, wcale nie straciła na aktualności - gospodarka tak, ale bez polityków, a reszta jakoś się ułoży. Jesteśmy przecież optymistami, a świat niezmiennie idzie do przodu.