Inwestorzy w Warszawie nie skorzystali dziś z szansy, jaką stworzyło świetne rynkowe otoczenie. Dobre nastroje dla rynków europejskich ustaliły na czwartek amerykańskie indeksy, które trochę sztucznie pompowane przez szefa Fed zanotowały nowe szczyty hossy i potwierdziły tym samym rację kontrarian interpretujących ostatnie pogorszenie nastrojów inwestorów jako jedynie "ścianę strachu". Jakby tego było mało, to szczyty hossy poprawiły też Korea i Brazylia, gdzie procentowo globalne fundusze inwestycyjne zainwestowały najwięcej kapitału (przeznaczonego na rynki wschodzące) i tym samym rynki te silnie wpływają na nastroje na wszystkich emerging markets. Potwierdzeniem tego były nowe szczyty na giełdzie w Turcji, Czechach (intraday), Austrii. Patrząc na takie rynkowe tło, ocena przebiegu czwartkowej sesji na GPW powinna być bardzo pesymistyczna.

Po części tak, choć nie da się jednocześnie nie zwrócić uwagi, na styl tego spadku. Inwestorzy zachowali się analogicznie do sesji z 8 i 12 lutego, gdy bierność popytu sprowadziła rynek wyraźnie niżej, a dzieła zniszczenia dokończyły koszyki zleceń sprzedaży od arbitrażystów, którzy wykorzystywali spadek wartości bazy (wczoraj momentami baza była ujemna) i dołowali indeks koszykami zleceń. Wszystkie te sesje cechowała niska wartość obrotu. Takie odstawienie popytu, w przeciwieństwie do sytuacji, gdy na rynku dominuje agresywna podaż, może doprowadzić do sytuacji, w której już na kolejnej sesji mamy gwałtowne

odreagowanie (jak 13 lutego - kontrakty wzrosły 71 pkt), a wobec uzależnienia tego ruchu od działań zaledwie kilku największych rodzimych funduszy, trudno prognozować przebieg kolejnej sesji.

Ocenę perspektyw GPW dodatkowo skomplikowały rozczarowujące dane o płacach, które były w górnym przedziale prognoz analityków. Z jednej strony nie są korzystne z punktu widzenia GPW, gdyż będą wywierać presję na podwyżkę stóp. Z drugiej strony należy zaznaczyć, że ze względu na zmianę prezesa NBP, polityka monetarna nie będzie wynikać jedynie z argumentów merytorycznych. Dane poniżej prognoz w sposób oczywisty oddaliłyby podwyżkę stóp, ale już rozczarowujące przekroczenie rynkowego konsensusu nie musi zostać przez prezesa Skrzypka dostrzeżone. Jego "rozstrzygający" głos w Radzie powinien być dalej kluczowy dla terminu podwyżki stóp.