Weekendowa Analiza Futures

Publikacja: 18.02.2007 12:29

Kamil Jaros

W tym ubiegłym otrzymaliśmy potwierdzenie wcześniejszych przypuszczeń, że

szybkość wzrostu płac w gospodarce będzie narastać. To przyspieszenie

tempa wzrostu płac było także sygnalizowane w ostatniej projekcji

inflacyjnej. Wg najnowszych danych płace w styczniu wzrosły o 7,8% w

porównaniu z rokiem ubiegłym. Jest to wartość wysoka. Przekroczone zostały

prognozy analityków. Nie zmienia tu faktu to, że wzrost ten jest nieco

przekłamany w wyniku wypłaty przez KGHM swoim pracownikom niemal

potrójnego wynagrodzenia.

Narastają obawy, w jak dużym stopniu ten wzrost płac może przełożyć się na

pojawiające się napięcia inflacyjne. Już przecież wiadomo, że w skali

całej gospodarki płace przewyższają swą dynamiką wzrostu wzrost wydajności

pracy. W sektorze przemysłowym na razie układ jeszcze jest korzystny, ale

i tu nie oczekuje się, że ten stan rzecz potrwa długo.

Po ostatnich danych można stwierdzić, że problem kosztów pracy zaczyna być

niemal palący. Jak wiadomo, należy dążyć do tego, by dynamika wzrostu płac

była niższa od dynamiki wzrostu wydajności pracy. Dzięki temu

przedsiębiorcy nie mają przymusu podnoszenia cen własnej produkcji. Jest

to jeden ze sposobów radzenia sobie z wyższymi kosztami. Innym jest

obniżka uzyskiwanej marży, co może skutkować zmniejszeniem chęci do

wydatków na inwestycje. Obie sytuacje nie są korzystne dla rozwoju

gospodarczego. Pierwsza poprzez wzrost cen produkcji przyspiesza tempo

inflacji, a druga przez zmniejszenie wydatków na inwestycje zmniejsza

tempo wzrostu gospodarczego. Wynika z tego, że gdy wzrost płac zaczyna być

problemem, należy sięgnąć po takie środki, które sprawią, że mimo wzrostu

płac przedsiębiorcy nie będą zmuszeni do podjęcia wspomnianych wyżej

działań.

Tu z pomocą przychodzi państwo. Wysokie koszty zatrudnienia to nie tylko

same płace, a równej mierze wszelkie narzuty. Jeśli państwu zależy na

utrzymaniu wysokiego tempa wzrostu gospodarczego to powinno podjąć takie

działania, które będą miały na celu utrzymanie równowagi między wzrostem

płac, a wzrostem wydajności. Państwo może interweniować za pomocą

obniżenia kosztów pozapłacowych.

Właśnie tego typu działania są ostatnio zapowiadane przez rząd Jarosława

Kaczyńskiego. Kilka tygodni temu stawiałem pod znakiem zapytania możliwość

przeprowadzenia proponowanej przez Zytę Gilowską obniżki wysokości składki

rentowej. Pierwotnie miało się to stać od początku 2008 roku, później Pani

Premier sygnalizowała nawet, że być może taka zmiana zajdzie jeszcze w tym

roku. W ubiegłym tygodniu dowiedzieliśmy się, że Premier Kaczyński

poważnie podchodzi do tego projektu (jego poparcie jest tu kluczowe) i

osobiście zapowiedział, że pierwszy krok obniżający składkę rentową o 3

pkt. procentowe będzie miał miejsce w lipcu tego roku. To dobra wiadomość

(o ile faktycznie do tego dojdzie). Inna sprawa, że rządzący powinni mieć

świadomość, że innej rady nie ma, jeśli nadal planują się cieszyć szybkim

wzrostem gospodarczym. Trzeba bowiem pamiętać, że zaniechanie tej obniżki

skutkowałoby albo obniżeniem tempa wzrostu inwestycji, albo wzrostem

inflacji, co musiałoby skutkować podjęciem działań przez RPP, czyli po

prostu wzrost stóp procentowych. Ostatnie dane pokazują, że sprawa robi

się ważna i można odnieść wrażenie, że Premier jest tego świadom.

Przyspieszenie możliwości obniżenia składki rentowej (co przecież sprawi,

że potencjalne wydatki subwencjonujące politykę społeczną mogą być

większe) wynika m.in. z przypuszczenia, że sytuacja budżetu na taki krok

pozwala. Głównym czynnikiemhoć także zakłada, że wynik będzie lepszy od

założonego w budżecie. Tym sposobem można liczyć, że dochody budżetu okażą

się wyższe od prognoz, a więc prawdopodobnie będzie możliwość obniżenia

składki rentowej.

To dobre informacje. Podobnymi dobrymi informacjami uraczył członków

amerykańskiego Senatu szef rezerwy federalnej. Ben Bernanke w dorocznym

wystąpieniu wyraził tezę, że inflacja jest pod kontrolą i wydaje się, że

napięcia powoli maleją. Zdaniem szefa Fed gospodarka ma się relatywnie

dobrze, a największe dla niej zagrożenie, jakim jest sytuacja na rynku

nieruchomości, wydaje się być nie tak duże jak wcześniej się obawiano (jak

na złość, pojawiły się dane o mocnym spadku liczby rozpoczętych budów).

Reakcja rynków na takie słowa była błyskawiczna. Te słowa odczytane

zostały jednoznacznie - skoro inflacja jest pod kontrolą, to nie należy

się obawiać kolejnych podwyżek stóp procentowych. Teraz rozpatruje się

datę możliwej pierwszej ich obniżki. Raczej nie należy liczyć się z tym,

że ta pojawi się w najbliższych miesiącach. Po pierwsze, na razie sytuacja

nie jest jeszcze pewna, a więc ryzyko cały czas pozostaje. Inflacja nadal

będzie bliska, lub nawet nieznacznie przekraczać poziom 2%. Tym samym nie

pozostawia ona wiele miejsca na ekspansywną politykę monetarną.

Po drugie, strefa euro przymierza się do podwyżki stóp procentowych, co

będzie owocować zmianą układu stóp procentowych obu stref oraz osłabieniem

dolara względem euro. Raczej nie należy oczekiwać, że strona amerykańska

będzie dążyła do pogłębiania tego procesu. Słaby dolar to większa

konkurencyjność amerykańskiego eksportu, ale to także wzrost cen towarów

importowych, a co ważniejsze ujemny wpływ na rentowność zagranicznych

inwestycji w USA. Ten ostatni czynnik jest niezwykle ważny. Stany

Zjednoczone w wyniku potężnej nierównowagi w handlu zagranicznym są

zmuszone do przyciągania kapitału zagranicznego, który tą nierównowagę

sfinansuje. Ostatnie dane o przepływie kapitałów zasygnalizowały, że z tym

finansowaniem mogą być kłopoty. Jeden miesiąc oczywiście jeszcze nie

wpływa na ogólną ocenę, ale jeśli kolejne dane będą równie kiepskie, to

sprawa zacznie być poważniejsza, a możliwość obniżek stóp stanie mrzonką.

Stany Zjednoczone będą podejmować działania przyciągające kapitał, co nie

może się nie odbić na sytuacji w Polsce.

Zakończony w ubiegły piątek tydzień nie wprowadził zbyt wielu zmian do

sytuacji technicznej rynku. Teza o kreśleniu przez rynek formacji klina

zwyżkującego nadal może być uważana za obowiązującą, a fakt spadku

względem poprzedniego piątku tylko ją potwierdza ( Wykres_1.gif ). Tak jak

w poprzednim tygodniu, nadal sygnałem ewentualnej słabości rynku w średnim

terminie będzie przełamanie poziomu ostatniego dołka na wykresie

tygodniowym. Taka sytuacja zakończyłaby trwającą od dłuższego czasu

sekwencję kolejnych wyżej położonych dołków ( Wykres_2.gif ). Czy do

takiej sytuacji może wkrótce dojść? Nie jest to wcale takie niemożliwe.

Przewaga popytu jest jeszcze wprawdzie widoczna, ale widoczny jest także

jej spadek. Dobrym przykładam jest ostatnie fiasko ataku na rekord, a

także walka na lokalnym wsparciu w ubiegłym tygodniu. Wsparciem tym, na

wykresie dziennym jest dołek z 26 stycznia br. Na razie ceny są nad nim,

ale zejście niżej może być odebrane jako sygnał do zamknięcia

średnioterminowych długich pozycji i otwarcia krótkoterminowych krótkich

pozycji. Zwiększona aktywność podaży wynikać także może z faktu, że część

graczy taki sygnał odbierze jako wyjście z formacji głowy i ramion

( Wykres_3.gif ). Jej wysokość odpo

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy