Przyjrzymy się propozycji Litwy, która chce nam udostępnić terminale naftowe nad Bałtykiem do importu ropy - deklarują władze Białorusi.
Propozycja nie pojawiłaby się, gdyby nie wydarzenia z początku roku, kiedy Rosja przerwała dostawy ropy rurociągiem "Przyjaźń" przez Białoruś, nie mogąc się dogadać w sprawie warunków tranzytu. Białoruś, dotąd wierny sojusznik Rosji, została wtedy bez surowców.
Litwa, która ma dwa terminale do przeładunku ropy - w Butyndze i Kłajpedzie, też odczuła rosyjski dyktat. Od sierpnia nieczynny jest odcinek "Przyjaźni", którym rosyjska ropa trafiała do rafinerii w Możejkach.
Według propozycji litewskiego prezydenta Valdama Adamkusa, przedstawionej ostatnio podczas jego wizyty w Waszyngtonie, Białoruś mogłaby odbierać ropę z terminalu w Kłajpedzie i transportować ją do siebie koleją. - Dywersyfikacja dostaw jest bardzo ważna dla każdego kraju. Białoruś nie jest wyjątkiem, też tego chcemy - zapowiada Andriej Popow, rzecznik białoruskiego ministerstwa spraw zagranicznych.
Problem w tym, czy sprowadzanie ropy drogą morską i kolejową byłoby dla Białorusi opłacalne. - Najtańszy jest transport rurociągami. Poza tym, nie licząc kosztów przeładunku i transportu, Białoruś nie będzie mogła negocjować cen ropy tak jak z Rosją - wylicza Walery Niestierow, analityk paliwowy banku inwestycyjnego Troika-Dialog z Moskwy.