Dotychczasowe doś-wiadczenia z zagranicznymi spółkami na warszawskim parkiecie wskazują na to, że na razie trudno w nich szukać źródła poprawy płynności naszego rynku. Po początkowym zainteresowaniu inwestorów z czasem obroty coraz bardziej spadają. W jakimś stopniu jest to naturalna sytuacja, gdyż indywidualnym graczom, którzy częściej handlują akcjami niż instytucje i w ten sposób przyczyniają się do większych obrotów, trudniej przychodzi analiza i ocena zagranicznych firm niż krajowych. Jednocześnie w przypadku tak dużych spółek, jak MOL czy CEZ, Warszawa nie jest głównym rynkiem notowań.
Znacznie większe szanse na to, by zagraniczne przedsiębiorstwa mogły stać się przedmiotem aktywniejszego handlu na warszawskim parkiecie, stwarzałoby przeprowadzanie przez nie u nas ofert pierwotnych, a nie tylko wprowadzanie do obrotu walorów w formie dual-listingu. Warto jednak pamiętać, że marginalizacja handlu akcjami debiutantów jest domeną nie tylko zagranicznych przedsiębiorstw, ale ten problem dotyka również naszych spółek. Równocześnie na niewielu europejskich giełdach obrót zagranicznymi walorami stanowi istotny odsetek całości aktywności inwestorów.
Nie negując wpływu na podnoszenie prestiżu naszej giełdy przez zagranicznych debiutantów, wydaje się, że nie będą oni w stanie zastąpić krajowej podaży akcji na rynku pierwotnym. Dlatego też uczestnicy rynku z niecierpliwością czekają na decyzje ministra skarbu dotyczące prywatyzacji państwowych firm poprzez giełdowy parkiet. W najbliższych latach trudno będzie zastąpić to źródło podaży akcji.