Dyskusje dotyczące globalnej gospodarki, które wciągają amerykańskich i europejskich ekonomistów, zazwyczaj nie znajdują odzewu w Polsce. Zresztą nie ma w tym nic dziwnego. Własnych problemów polskiej gospodarce nie brakuje, po co więc zamęczać się jeszcze bardziej abstrakcyjnymi problemami innych krajów? Zagorzała dyskusja, jaka koncentruje się wokół kwestii globalnego ocieplenia, dotarła ostatnio do Polski trochę rykoszetem, a wszelkie doniesienia na ten temat zajmują w serwisach informacyjnych miejsce przeznaczone dla wiadomości o charakterze politycznym lub naukowym. Rzadko trafiają one do działów ekonomicznych.
Na zagadnieniach związanych z globalnym ociepleniem i zmianami klimatycznymi zna się niewiele osób. Szczerze mówiąc, ja do nich nie należę, jednak cała dyskusja i płynące z niej wnioski są na tyle ciekawe, że żal byłoby je przeoczyć. Tym bardziej że obracają się one wokół jednego tematu - perspektyw długookresowego wzrostu.
Jednym z impulsów do trwającej w Stanach i Europie debaty był fakt, że brytyjskie ministerstwo finansów zleciło zespołowi kierowanemu przez Nicholasa Sterna, byłego głównego ekonomistę Banku Światowego, przeprowadzenie badań na temat skutków globalnego ocieplenia. Oczywiście, część wniosków była już wcześniej znana, jednak zestawienie ich w jednym miejscu nadało raportowi dużą siłę rażenia.
Otóż jego autorzy twierdzą, że prawdopodobnie w najbliższych dekadach średnia temperatura na Ziemi wzrośnie o przynajmniej 2 stopnie Celsjusza, a w dłuższym horyzoncie może być w sumie wyższa o 5 stopni. Jak łatwo się domyślić, takie przejście do "epoki tropikalnej" może ze sobą nieść szereg klęsk w gospodarce, poczynając od mniejszych zbiorów (szczególnie w Afryce) po powodzie i wzrost poziomu mórz, prowadzące do zniszczeń w wielu regionach świata oraz przesiedleń ok. 200 mln osób.
Te informacje są powszechnie znane i zapewne nie dla nich Stern rozpoczynał swoje badania. Głównym wnioskiem płynącym z jego raportu jest to, że zarówno kraje rozwijające się, jak i rozwinięte powinny natychmiast podjąć działania mające na celu ograniczenie emisji gazów cieplarnianych i na ten cel przeznaczać rocznie około 1 proc. PKB. Ewentualne zaniedbania w tym zakresie mogłyby oznaczać nawet, że w wyniku ocieplenia klimatu i związanych z tym katastrof, PKB gospodarki globalnej będzie niższy nawet o 20 proc. To tak jakby gospodarka pracowała przez pierwsze dziewięć miesięcy każdego roku, po czym od połowy października przestawała działać.