Wtorkowe zapewnienie pani wicepremier Zyty Gilowskiej, że przez najbliższe dwa lata w Polsce utrzyma się wysokie tempo wzrostu gospodarczego, zaskoczyło tych wszystkich, którzy od dłuższego czasu obserwują zachowanie polskiej gospodarki. Regularne wahania cykliczne miały bowiem miejsce w Polsce przez co najmniej 30 lat! Włączając okres centralnego sterowania gospodarką i transformacji systemowej. Łącznie doświadczyliśmy kilku cykli i nawet jeżeli część z nich nie miała charakteru cykli koniunkturalnych, a jedynie cyklicznych wahań aktywności gospodarczej, to ich istnienie nie powinno być negowane w dyskusji makroekonomicznej.
Z drugiej strony, nadal podlegamy oddziaływaniu wiązki zmian instytucjonalnych, które utrudniają - jeżeli w ogóle nie wykluczają - analizę cyklu koniunkturalnego. Podane przez przez panią premier ramy czasowe pierwszej fazy cyklu (maj 2006-maj 2007) wydają się życzeniem, rozbieżnym z metodami analizowania cyklu koniunkturalnego w rozwiniętych gospodarkach rynkowych, gdzie analiza wyprzedzająca prowadzona jest w perspektywie maksymalnie kilku miesięcy, przy dysponowaniu kilkudziesięcioletnimi szeregami danych. Przesadna rola cyklu koniunkturalnego w wypowiedzi wicepremier wynika także z silnego uzależnienia kondycji naszej gospodarki od przebiegu procesów konwergencji z pozostałymi krajami Unii.
Procesy dostosowawcze zdają się odgrywać obecnie większe znaczenie w wyjaśnianiu bieżących wyników makroekonomicznych niż wewnętrzne, cykliczne bodźce koniunkturalne, na które powołuje się wicepremier. Jeżeli nawet gospodarka będzie rozwijać się w szybkim tempie, to nie dlatego, że znajdujemy się w dogodnej fazie cyklu, ale przede wszystkim ze względu na napływ środków i inwestycji z UE oraz zmiany instytucjonalne, które prowadzą do wysokiej dynamiki produkcji potencjalnej.
Czynniki o charakterze strukturalnym są błędnie interpretowane jako elementy wahań cyklicznych.
Ostatnie prognozy przedstawione przez wiceminister finansów Katarzynę Zajdel-Kurowską sprawiają wrażenie, jakby Ministerstwo Finansów ulegało "magii bieżących danych". Najnowsze informacje rozbudziły raczej nieuzasadniony optymizm. Zaskoczenie dobrymi danymi o produkcji i budownictwie za styczeń w dużej mierze wynika z wyjątkowo odmiennych uwarunkowań zewnętrznych (w tym pogodowych), które spotęgowały efekt bazy, tworząc dość "bujny" obraz polskiej gospodarki. Dane styczniowe były dopiero pierwszymi w ciagu minionego półrocza, kiedy zaobserwowaliśmy odwrócenie tendencji spadkowych. Nie jest wykluczone, że gospodarka rzeczywiście zrobiła zwrot w dobrą stronę i PKB w I kwartale 2007 r. będzie wyższy niż szacowane dotychczas przez resort finansów 6,4-6,5 proc. w IV kwartale 2006 r. Nadal jednak występuje wiele przesłanek wskazujących na "drobną korektę" w trendzie spadkowym i stąd także pesymistyczny scenariusz powinien być brany pod uwagę.