Emerging markets to już nie tylko surowce, tania siła robocza i wyposzczone rynki zbytu najtańszych produktów. Teraz to także nowoczesne samoloty pasażerskie z Brazylii. Wyrafinowany technologicznie sprzęt wojskowy z Izraela. Zapewne tylko przypadkowo często przypominające swoich europejskich konkurentów samochody osobowe z Chin. Z Chin zresztą jest niemal dosłownie wszystko o czym zamarzysz, w ilościach, jakie sobie wymarzysz i po cenie, o jakiej nie masz co marzyć w Starym Świecie. Do tego oprogramowanie i outsourcing z Indii. Ale to bynajmniej nie wszystko. Do niedawna Nowy Świat postrzegany był głównie jako obiekt przejęć inicjowanych przez możnych tego świata. Teraz Nowy Świat wrzuca drugi bieg i zaczyna długą drogę przejmowania - kawałek po kawałku - uśpionego dobrobytem Starego Świata.
Rosjanie bezceremonialnie sięgają po pakiety akcji zachodnich koncernów. Chińczycy przejmują pion hardware?u informatycznej legendy zachodniego świata - IBM. Hindusi rozdają karty w biznesie stalowym. Polacy kupują czeskie i litewskie firmy naftowe. Chiny, dzięki ekspansji gospodarczej w zapomnianej przez wszystkich Afryce, urastają do rangi męża opatrznościowego tego udręczonego wojnami i chaosem kontynentu. Jeśli dodamy do tego rosnące aspiracje materialne pozostających wcześniej poza marginesem konsumpcji miliardów mieszkańców EM, rozwijający się wzajemny handel i współpracę biznesową między poszczególnymi krajami, np. w Azji, to logiczna staje się teza, że jesteśmy świadkami i uczestnikami globalnej rewolucji. Rewolucji, na której w dłuższym okresie można i trzeba próbować zarobić.
Można więc polować na akcje azjatyckich, brazylijskich czy rosyjskich spółek, które są lub mają szansę być beneficjentami owej globalnej rewolucji. Choć zabawa może być przednia, to niestety, wymaga i pieniędzy, i czasu. Logicznym wyjściem z sytuacji jest korzystanie z pośrednictwa funduszy inwestujących na emerging markets. Rozbudowa oferty sprawiła, że takie pośrednie inwestowanie w brazylijskie, rosyjskie, hinduskie, chińskie, południowoafrykańskie czy południowoazjatyckie spółki jest bardzo proste. Co więcej, na rozpoczęcie budowania swojej długoterminowej pozycji na rynkach EM wystarczy praktycznie tyle samo pieniędzy, jak w przypadku inwestycji w polskie papiery.
Tak jak i dojrzałe rynki, tak i EM zapewne nie unikną w przyszłości wstrząsów gospodarczych i rynkowych związanych z przechodzeniem przez różne fazy cyklu koniunkturalnego. Ale już od dawna żaden region nie miał tak wielkiej szansy na awans cywilizacyjny i trwałą zmianę globalnego układu sił, jaką obecnie ma wiele krajów zaliczanych do EM. Globalna rewolucja gospodarcza to także zarówno okazja, jak i logiczny przyczynek do uzupełniania i dalszej dywersyfikacji portfela inwestycyjnego.
Bogaci spacerkiem,